wtorek, 10 grudnia 2019

"Akademia Dobra i Zła. Świat bez książąt." Soman Chainani.

Tytuł: Akademia Dobra i Zła. Świat bez książąt
Tytuł oryginału: A World Without Princes
Seria: Akademia Dobra i zła (Tom II)
Autor: Soman Chainani
Data wydania: Lipiec 2015 (data przybliżona)
Liczba stron: 438
Kategoria: fantastyka, fantasy


Opis:

Magia i miłość ścierają się ze sobą w wyczekiwanej kontynuacji bestsellerowej powieści Somana Chainaniego "Akademia Dobra i Zła." Przyjaciółki Sofia i Agata powracają do fantastycznego świata, w którym jedynym sposobem na wydostanie się z baśni jest przeżycie do jej końca. Dopóki są razem, mogą stawić czoła tajemniczym wrogom i nowym zagrożeniom- ale co się stanie, gdy coś je rozdzieli?


Recenzja pierwszej części: link

Moje wrażenia:

  "Świat bez książąt" to druga część serii "Akademia Dobra i Zła". Z niecierpliwością porwałam książkę z bibliotecznego regału, by jak najszybciej ją przeczytać i dowiedzieć co dalej stało się z Sofią i Agatą.
  Akcja zaczyna się w wiosce rodzinnej dziewczyn, do której wróciły po niespodziewanym zakończeniu z pierwszej części. Tu są traktowane jak bohaterki, w końcu jako pierwsze Czytelniczki wróciły do domów. Sofia jest w swoim żywiole (i nie ma zamiaru nigdzie wracać), ma swoje Szczęśliwe Zakończenie. Za to Agata z jednej strony chce, żeby zostało tak, jak jest ale z drugiej strony tęskni za Tedrosem.  I to właśnie przez życzenie Agaty wracają do Akademii Dobra i Zła.           Problem jest tylko jeden- Akademia nie jest tą Akademią którą zapamiętały. Nie ma już podziału na Dobro i Zło, jest zaś podział na dziewczęta i chłopców. Autor wywraca do góry nogami znane nam baśnie, w których to nie książęta ratują księżniczki, tylko ratują się one same. I tak oto Czerwony Kapturek zabija Złego Wilka, Śnieżka rozbija bucikiem szklaną trumnę.
   Oczywiście książka oscyluje dalej wśród znanych nam bohaterów. I choć występuje tu wątek trójkąta miłosnego, to po raz pierwszy nie przeszkadza mi on. Jest on na swój sposób zabawny, kiedy Sofia próbuje pokazać Tedrosowi, że to ona jest jego księżniczką, a nie Agata. Tedros kocha Agatę, a biedna Agata nie wie co robić- iść za miłością czy przyjaźnią.
    A czy bohaterowie coś się zmienili? Co do Agaty nie zmieniłam zdania. Dalej twierdzę, że jest najlepsza z całej tej trójki. Sofia jest tak słodko irytująca. Ale jak w poprzedniej części miałam do niej mieszane uczucia, tak w tej części jest mi jej żal. W końcu chce mieć tylko swojego księcia i swoje Szczęśliwe Zakończenie.
I Tedros. Ja nie wiem do kogo się wrodził ale zdecydowanie nie przypomina Artura. Mam wrażenie, że jest jeszcze większą ciamajdą niż był.

Nie wiem jak autor to robi, ale od książki nie idzie się oderwać. Książkę czyta się bardzo szybko, wręcz z zapartym tchem. Jest jeszcze lepsza niż poprzednia część. Autor idealnie zmienia bieg wydarzeń tak, że nie możemy być na 100% pewni co wydarzy się na kolejnej stronie.  Tak jak polecałam wam pierwszą część, tak polecam drugą. Jest to zdecydowanie jedna z moich ulubionych serii. Więc gdy ktoś z was natknie się na nią gdziekolwiek, to nie wahajcie się bo naprawdę warto.

Ocena: 10/10 

poniedziałek, 25 listopada 2019

"Trzydzieści kopert" Ewa Mielczarek

Tytuł: Trzydzieści kopert
Autor: Ewa Mielczarek
Data wydania: 15.04.2019
Liczba stron: 222
Kategoria: literatura obyczajowa, romans

Opis:

Hanna Mika jest nieudacznikiem.
Nie znosi swojej pracy, dokucza jej samotność, nie zrealizowała żadnego marzenia.
Nieuchronnie zbliżają się jej trzydzieste urodziny, wiek, o którym myślała, że już będzie szczęśliwą mężatką, matką i kobietą sukcesu. Rzeczywistość miała inne plany.

Kiedy w noworocznym prezencie dostaje pudełko z trzydziestoma wyzwaniami do zrealizowania przed następnymi urodzinami, postanawia zaryzykować.

W kopertach znajduje to, czego nie wiedziała, że szuka: szczęście, spełnienie i miłość.


Moje wrażenia:

"Trzydzieści kopert" to książka która kupiłam na Targach Książki w Krakowie. Była zakupem totalnie spontanicznym. I jak to się stało, że stałam się posiadaczką tej książki? Na Instastory wstawiłam zdjęcie identyfikatora, że czas działać. I Ewa odpowiedziała, że zaprasza na stoisko D55, gdzie można znaleźć jej książkę. Więc Rico honorowo poszła, zobaczyła, zakochała się w okładce i opisie (jakiś czas później w treści) i kupiła. Dodatkowo w niedziele, Ewa miała swoje pierwsze spotkanie autorskie, dokąd oczywiście musiałam iść mając nadzieję, że dostanę podpis. 

Na szczególną uwagę zasługuje okładka. Dawno nie spotkałam się z tym, że obwoluta tak bardzo pasuje do książki. Ilustratorka spisała się na medal. Dodatkowo po wewnętrznej stronie okładki są flamingi, przez co zostałam kupiona już na starcie. 

Od pierwszych stron książki zaprzyjaźniamy się z bohaterami. Każdy z nich jest bardzo prawdziwy, każdemu kibicuje się w tym co robi. Oczywiście na pierwszym miejscu jest Hania. Główna bohaterka, której zbliżają się trzydzieste urodziny. Dzięki przyjaciołom, w końcu zaczyna spełniać swoje marzenia. Oczywiście jest nieco przymuszona, przez owe koperty, jednak w końcu zaczyna być odważna. W końcu zaczyna robić to co chciała zrobić, ale wiecznie miała jakieś wymówki. 
Fabuła jest spójna, czyta się bardzo dobrze. Kiedy ją skończyłam, byłam pewna, że gdzieś umknęły mi jeszcze strony. No ale niestety muszę czekać cierpliwie na dalsze przygody Hani. 
  Lektura od samego początku pokazuje, że marzenia nie muszą być wygórowane. W dzisiejszych czasach mówiąc o marzeniach, często myślimy o nich w kategoriach "Zdobędą Mount Everest" albo "Spotkam Baracka Obamę" A właśnie zapominamy, że zawsze chciało się mieć psa, że chciało się zrobić kurs językowy. Ewa pokazuje, że powinniśmy spełniać nawet małe marzenia, które innym mogłyby się wydawać śmieszne. Ale i one liczą się przecież do marzeń.
Liczy się w końcu to co zawsze pragnęliśmy. Może czas w wziąć to pod uwagę?

Czy żałuję, że kupiłam tę książkę. Z czystym sumieniem, mogę powiedzieć, że ani trochę. Cieszę się, że trafiłam na nią akurat teraz. Idealnie wpasowała się w czas kiedy sama mam urodziny. Wprawdzie nie 30 ale 26, co nie zmienia faktu, że idealnie się wkomponowała. 

"Trzydzieści kopert" jest lekturą naprawdę piękną i ciepłą. Mogę też oficjalnie stwierdzić, że autora przelała w nią całą swoją duszę. Na każdej stronie czuć tę radość i energię która ma Ewa. I co najważniejsze pokazała mi, że wszystko jest możliwe. Nawet jeśli się w to nie wierzy. Dała mi takiego kopa motywacyjnego. Efekt? Jestem umówiona ze znajomym na łyżwy. Zginę śmiercią marną, ale obiecuje i sobie i jemu od 4 lat, że pójdziemy. Aż wstyd się przyznać. 

Wiem, że na jednej książce się nie skończy i na pewno doczekamy się na kolejne przygody Hani. Więc pozostaje mi czekać cierpliwie. I po cichu liczę, że ponownie pojawi się Szymon, ale tylko po to żeby dostać paprotką po samochodzie. Ewentualnie po twarzy, a potem odbije się na samochód. 


Ocena: 10/10

wtorek, 5 listopada 2019

23. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie

Październik. Miesiąc w którym studenci wracają na studia. Miesiąc w którym zaczyna być zimno i nieprzyjemnie. Kiedy polska złota jesień z dnia na dzień potrafi zmienić się w pluchę i deszcz. Ale jest to również ważny czas dla osób lubiących książki. Dlaczego? Bo co roku, właśnie w październiku odbywają się Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie.


I tak od paru lat, odbywają się one w EXPO Kraków przy ulicy Galicyjskiej. W tym roku była to już 23 edycja, która odbyła się w dniach od 24 do 27 października 2019 roku. Oczywiście nie mogło zabraknąć tam mnie. Więc zapraszam na moje podsumowanie. Zabierzcie ze sobą kawę/herbatę/kakao bo będzie trochę czytania.

Zaczynajmy.

Gdy tylko zobaczyłam, że ruszyły zapisy dla blogerów, rzuciłam dosłownie wszystko, co miałam pod ręką, żeby się zapisać. Wielkim zaskoczeniem, był fakt, że odpowiedź dostałam po niecałych 4 godzinach od zgłoszenia. To, że nie musiałam czekać dwóch tygodni na odpowiedź, ułatwiło sprawę codziennego zaglądania do skrzynki pocztowej i denerwowania się. Oczywiście przy zgłaszaniu, spieszyło mi się na tyle, że zrobiłam literówkę we własnym nazwisku. Całe szczęście udało się odkręcić i dostać wejściówkę z poprawionym nazwiskiem. 

Szczęśliwy człowiek wydrukował identyfikator, i już w czwartek pojawiłam się na miejscu. Od 3 lat ten dzień jest bardziej organizacyjny. Sprawdzam gdzie jest jakie stoisko, zaprzyjaźniam się z mapką- niewiele zmienia się z jednych Targów na drugie, ale jednak są nieznaczne zmiany. Dodatkowo sprawdzam jakie są książki, czy jest coś interesującego oraz gdzie są największe promocje. Dzięki temu pewniej się czuje i przez pozostałe dni nie muszę biegać z nosem w mapie, zatrzymując się co chwilę, żeby sprawdzić czy dobrze idę. w tym roku pierwszy raz tak szybko wycofałam się z Targów. Jak wiedziałam, że będzie pewno kilka wycieczek, tak nie spodziewałam się takich tabunów. Po prostu tych wycieczek było multum. Jakby była sobota/niedziela. Nie szło się przepchać, więc niestety szybko się ewakuowałam, by wrócić w piątek ze zdwojoną siłą.






Pierwsze  spotkanie w piątek odbyło się o godzinie 12 na stoisku Gandalfa gdzie udało mi się spotkać z Olsikową (link do kanału), którą oglądam już od długiego czasu. Oczywiście, żeby zdobyć zdjęcie i autograf stałam w kolejce już 20 minut wcześniej.


Następnie o godzinie 13 miałam zaplanowane spotkanie w sali seminaryjnej, gdzie Wojciech Cejrowski promował swoją najnowszą książkę „Piechotą do źródeł Orinoko". I jest jednym z ludzi, których uwielbiam słuchać jak opowiadają. Ta pasja, energia i radość, że człowiek chce więcej i więcej. Z przykrością stwierdziłam, że minęła już godzina 14 a co za tym idzie koniec spotkania.

Z racji tego, że dopiero o 18 miałam kolejne i ostatnie zarazem spotkanie autorskie, pokręciłam się po stoiskach, by stwierdzić, że w sumie to jestem głodna. I tak skierowałam swoje kroki do M1, i dopiero po koło godziny 17 stwierdziłam, że czas się zabrać z powrotem. Pojawiłam się przy stoisku Domu Wydawniczego Rebis gdzie swoje książki podpisywał Robert J. Szmidt.

W sobotę spodziewałam się tłumów, ale to co się działo przebiło wszelkie moje wyobrażenia. Tam nie było tłumów- miałam wrażenie, że calutki Kraków z okolicznymi mieszkańcami się tu pojawił. Po prostu jeden wielki ścisk i duchota (klimatyzacja ledwo zipiała i nie dawała rady).

Pierwsza osoba którą chciałam spotkać w 3 dzień Targów to Katarzyna Berenika Miszczuk. Na początku chciałam wziąć tylko jedną książkę, ale coś mnie podkusiło i zabrałam dwie. I całe szczęście, bo gdy Kasia z bloga (link do bloga) dowiedziała się u kogo w kolejce jestem to nafukała, że mogłam jej wcześniej powiedzieć. Ale, że dobry ze mnie człowiek to jedną książkę mam podpisaną dla niej a drugą dla siebie.


Kolejnym spotkaniem na którym mi zależało, to spotkanie z Anną Onichimowską autorką serii "Hera, moja miłość". Pani Ania jest naprawdę miłą i genialną osobą z którą bardzo dobrze się rozmawiało i mam nadzieję, że spotkam ją nie jeden raz.


W drodze do Pani Ani, spotkałam Asię z bloga (link do bloga). A raczej to Asia mnie wypatrzyła i złapała za rękę niemalże kończąc mnie na zawał. Tak to jest, jak człowiek jest zamyślony (a nie mam wtedy podzielnej uwagi) i ślepy. Naprawdę łatwo mnie wtedy wystraszyć. Pogadałyśmy przez chwilę, ale przez panujący ścisk i rumor niemalże musiałyśmy do siebie krzyczeć, żeby się usłyszeć. Dodatkowo Asia była z siostrą i musiała jej pilnować. Po solennym zobowiązaniu się, że spotkamy się wkrótce poszłyśmy dalej.

Przedostatnim spotkaniem było zobaczenie się z chłopakami z Urbex History- jeden z kanałów który znajduje się w ścisłej czołówce ulubionych kanałów na Youtube.


Co to by były za Targi bez podpisu Wojciecha Cejrowskiego? Odkąd chodzę na Targi mam jego podpis. Tak więc, by tradycji stało się zadość poszłam do niego. I to było ostatnie spotkanie sobotnie.

W końcu niedziela- ostatni dzień Targów Książki. Z bolącym kręgosłupem i obolała, nastawiając się na tłumy ludzi potuptałam pokornie do wejścia. Gdzie uwaga nie było ludzi. Dosłownie, przechodziłam alejkami bez żadnego problemu. O godzinie 11 trafiłam do Saloniku Literackiego na spotkanie zatytułowane "Czy chcielibyście zostać herosami?" które jednocześnie było promocją książki "Mysia Wieża". Choć nie miałam w planach jej zakupić, to po spotkaniu zmieniłam zdanie. Książkę kupiłam i dałam do podpisania.

Krążąc między stanowiskami i zastanawiając się co bym mogła zrobić dostałam wiadomość od Asi, że na stoisku Różowa Fabryka, są etui na książki. Poszłam, obejrzałam i kupiłam dwa egzemplarze. Jeden dla mnie (od pierwszego wejrzenia zakochałam się w tych myszkach) a drugie dla Asi na spóźniony prezent urodzinowy, który mam nadzieję, że się spodobał.

Koło 14 poszłam na spotkanie autorskie Ewy Mielczarek, autorki książki "30 kopert". Przy okazji spotkałam Aleksandrę z bloga "Imperium Książkomaniaczki". Obydwie dziewczyny są naprawdę cudowne i mam nadzieję, że będzie nam dane jeszcze się spotkać.




Zaraz od Ewy poszłam ponownie do Saloniku Literackiego, gdzie tym razem było spotkanie literackie z Otylią Jędrzejczak. Tak naprawdę było to ostatnie z wydarzeń, które miałam zaplanowane na Targi- i jedynie czego żałowałam, to faktu, że nie mam podpisanej książki. Do momentu gdy pod koniec spotkania okazało się, że Pani Otylia chwilę zostanie, podpisać książkę tym którym nie udało się to na spotkaniu autorskim. Los wygrany na loterii- udało się zdobyć autograf od mojej największej idolki.

I teraz następuje największy hit tegorocznych Targów. Niech mi ktoś teraz wciśnie, że osoby starsze nie mają siły. Poszłam po książkę Otylii Jędrzejczak. Wzięłam do ręki jeden egzemplarz, poszłam do kasy, nadchodzi moja kolej daje Panu książkę. Nagle przybiega dziadek, rozsiewając panikę. "Panie po ile ta książka?"- pyta, próbując sięgnąć po moją książkę, którą mam w ręce. Za którą właśnie płacę i chce ją schować, ale się nie da. "35zł"- rzecze Pan Kasjer jednocześnie prosząc kolegę, żeby przyniósł kolejną. "Bierę, ale pospiesz się Pan, bo mi PANI OTYLIA UCIEKNIE"- dziadek coraz bardziej spanikowany. Ja wycofuje się rakiem z książką i idę spokojnie dać ją do podpisania. Przeszłam może 3 metry, gdy koło mnie przeleciał wyżej wymieniony dziadek, niemalże krzycząc: "PRZEPRASZAM, przesuńcie się ja muszę do Pani Otyli, co wy myślicie, że ona będzie czekać, z drogi" i taranując połowę ludzkości na przejściu. Przez chwilę nikt nie ogarniał co się właśnie wydarzyło. A ja niemalże płakałam ze śmiechu. Nie wrzucam do jednego worka wszystkich ludzi, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto takiej osoby nie spotkał. W efekcie czego dziadek był może 2 sekundy wcześniej niż ja, a panikował jakby nie wiadomo co się stało.


Tą oto historią, kończę podsumowanie Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie. Na sam koniec chcę zaprezentować książki które udało mi się zakupić na Targach:


Pierwszy stosik to książki, z którymi powędrowałam do autorów w celu podpisania. Oczywiście cały czas mówimy o książkach kupionych a nie tych które przywiozłam z domu.


I zdjęcie numer dwa czyli książki, które są bez autografów ale chciałam je mieć w swojej biblioteczce.


I ostatni stosik to książki, które przywiozłam z domu, zanieść je na spotkania autorskie: 


Z Targów jestem bardzo zadowolona. Teraz pozostaje czekać do maja bo wtedy odbywają się Targi w Warszawie na których na pewno się pojawię. W przypadku tegorocznych Targów w Krakowie nie udało mi się niestety spotkać z Anną Dymną bo na śmierć zapomniałam o spotkaniu, a nie spojrzałam w planer. Ale mam nadzieję, że będzie to można jeszcze nadrobić w przyszłości. 

niedziela, 18 sierpnia 2019

Półroczne podsumowanie roku 2019

     Kiedy wszyscy napisali podsumowania miesięczne, półroczne i jakie się tylko da, do akcji wkraczam ja. Z opóźnionym zapłonem, ale niestety co chciałam siąść i w końcu coś napisać, zawsze coś wyskakiwało. Więc tak, z niewielkim poślizgiem chcę zaprezentować co udało mi się przeczytać przez pierwszą połówkę roku.
     Przyznam się bez bicia, nie przeczytałam zbyt dużej ilości książek. W porównaniu do innych, którzy przez miesiąc czytali po 4-5 książek (minimalnie) moje 11 w przeciągu sześciu miesięcy wypada dość marnie. Jedynym pocieszeniem jest to, że tylko jedna książka okazała się być rozczarowaniem.
 
      Ale żeby się nie rozgadywać, zapraszam do głównej części, czyli co udało mi się przeczytać:

1. "Strażniczka książek" Mechthild  Glaser
2. "Niania" Christianna Brand
3. "Tam gdzie śpiewają pawie. Czyli jak poślubiłam indyjskiego księcia." Alison Singh Gee <recenzja>


4. "Akademia Pennyroyal. Waleczna Księżniczka". M.A.Larson
5. "Kopciuszek".
6. "Ever After High. Kraina Czarów" Shannon Hale



7. "It ends with us" Colleen Hoover <recenzja>
8. "13 powodów" Jay Asher
9. "Przeznaczeni" Holly Bourne





10. "Świat według Vanessy" Katarzyna Majgier
11. "O dziewczynce która połknęła chmurę tak wielką jak Wieża Eiffla" Romain Puertolas


        I choć 11 książek, to nie jest dużo (przyznaje to z bólem serca), to mam nadzieję, że kryzys czytelniczy szybko zniknie, dzięki czemu będę mogła więcej czytać.


niedziela, 5 maja 2019

"Niebezpieczne istoty" Kami Garcia, Margaret Stohl

Tytuł: Niebezpieczne istoty
Tytuł oryginału: Dangerous Creatures
Cykl: Niebezpieczne istoty
Autor: Kami Garcia, Margaret Stohl
Data wydania: 3 grudnia 2014
Liczba stron: 333
Kategoria: Fantastyka, fantasy, sciene fiction

Opis: 

Ridley to bardzo, bardzo niegrzeczna dziewczynka. Nie można jej ufać, a co gorsza, nie można zaufać też sobie, gdy jest się obok niej. Jej chłopak Link to muzyk rockowy. Razem wyjeżdżają do Nowego Jorku, gdzie link ma nadzieję rozpocząć karierę.

Wkrótce okazuje się, że może to być ich ostatnia podróż, bo cena za ich życie jest bardzo wysoka...


Moje wrażenia: 

    Do tej pory nie wiem co, podkusiło mnie, by kupić tę książkę w Empiku. Jedynym sensownym tłumaczeniem jest to, że:
a) była na przecenie, za 9.99 (miała lekko podartą okładkę, ale w sumie przez treść, nie dziwie się).
b) obejrzałam film "Piękne Istoty"- i gdy okazało się, że książka jest o Ridley, mojej ulubionej bohaterce z filmu wiedziałam, że muszę ją mieć.

   Niestety moje zderzenie z książką, nie było zbyt miłe. Totalnie nie potrafiłam odnaleźć się w tej książce. Nie przemówiło do mnie nic. Początek owszem był interesujący, potrafił wciągnąć, ale z każdą stroną było coraz gorzej.
Może gdzieś tam, we wstępnych planach sens tej książki był, ale z realizacją wyszło gorzej. Niestety ja tego sensu nigdzie nie widziałam.
      Język występujący w książce jest na stanowcze nie. Czytając, miałam wrażenie, że jestem stanowczo za stara na taką młodzieżówkę. Choć wiem, że z drugiej strony nawet młodsza ja by tego nie przeczytała, tylko popukała się po głowie.
      Fabuła pamiętam tylko, że Link chce zostać muzykiem, Ridley "stara" się mu pomóc oraz to, że pojechali do Nowego Jorku. Tak, tylko tyle zdążyłam zapamiętać. Te opisy, teksty dłużą się niemiłosiernie. Miałam wrażenie, że ciągle czytam jedno i to samo. Wszystko było jak dla mnie naciągnięte tylko po to, by mieć dużą ilość stron.
     Kolejna sprawa- bohaterowie. Naprawdę, miałam nadzieję, że chociaż oni uratują tę książkę. No nie. Stanowcze nie. Nędznie wykreowani, tak bardzo nijacy, że bardziej się już nie da. Niestety nie da się do marionetki wsadzić baterii, licząc na to, że ktoś się nabierze, że to prawdziwa osoba.
Nie są ani trochę zabawni, traktowałam ich raczej jako upierdliwy szum w radiu.
     Najbardziej rozczarowała mnie Ridley. Spodziewałam się po niej o wiele lepszej osobowości, a tymczasem dostałam sierotę, która w koło Macieju miała w dziobie lizaki. Jak Boga kocham, mi było już niedobrze od tych słodyczy.  Kolejna żałosna osobowość, która nijak miała się do tej filmowej bohaterki, którą zapamiętałam. Jeszcze jak przypomniałam sobie, że jest syreną, to ryczałam ze śmiechu.  Do syreny brakuje jej stanowczo dużo.

Podsumowując:   Książka nie jest warta czytania. Jest wielkim chłamem, niewartym polecenia. Naprawdę jest mnóstwo innych, ciekawych książek, które można przeczytać. Ta do nich nie należy.


Ocena: Stanowcze nie.


środa, 10 kwietnia 2019

Bookhaul 2019 #1


Miałam szczerą nadzieję, że pierwszy bookhaul pojawi się dopiero w maju, po Targach Książki w Warszawie. Niestety książki już wysypywały się z miejsca, przeznaczonego dla nich. Przy okazji atakując mnie, spadając na nogi, więc ten post pojawia się wcześniej niż sądziłam. Do tego Dedalus i Tak Czytam (księgarnie na ul. Grodzkiej i ul. Szewskiej) miały wobec mnie inne plany.
 A że od połowy lutego do mniej więcej końca marca, w Krakowie byłam co chwilę, to i księgarnie się odwiedzało.  Wiecie, gdy czeka się na kogoś, to zawsze lepiej czeka się w ciepłym niż na zewnątrz gdzie jest zimno. Nawet jeśli jest to księgarnia. I nie, wcale się nie usprawiedliwiam ;)  
Ale nie przedłużając zapraszam do zapoznania się z tym co kupiłam. 


1. "Projekt Lady. I Ty możesz być damą" (30zł) 
2. "Anna i Pan Jaskółka" Gavriel Savit (10zł)
3. "Niebezpieczne kobiety" Patryk Vega  (17,90zł)



4. "Assasin's Creed. Tajemna wyprawa" Olivier Bowden (15zł)
5. "Assasin's Creed. Porzuceni." Olivier Bowden (17zł)
6. "Pamiętnik Księżniczki" Carrie Fisher (20zł)




7. "Przedwiośnie żywych trupów" Stefan Żeromski, Kamil M. Śmiałkowski (6zł)
8. "Chudszy" Stephen King (18zł) 
9. "Wampir. Leksykon" Kamil M. Śmiałkowski (10zł) 



10. "Świąteczne marzenie" Amanda Prowse (16zł)
11."Siedem życzeń" (16,90zł)
12. "Uwięzione" Natasha Preston  


13. "Polska 2.0." Jacek Inglot (13,50zł)
14. "Saga o kotołaku. Ksin. Początek" Konrad T. Lewandowski (8zł)
15. "13 powodów" Jay Asher (17zł)


16. "Konfrontacja" Rhiannon Frater (6zł)
17. "Upadek Gubernatora. Część druga" Robert Kirkman, Jay Bonansinga (12zł)
18. "Mrówańcza". Rusław Mielnikow (15zł) 


19. "Szukam Cię Zoe" Allyson Noel (12,50zł)
20. "Girl Online solo" Zoe Sugg (19zł)
21. "Cinder i Ella" Kelly Oram


22. "Papierowe miasta" John Green (15zł)
23. "Żółwie aż do końca" John Green (15zł)
24. "19 razy Katherine" John Green (15zł) 


25. "Milczące słowa" Jagoda Wochlik (6zł) 
26. "Taniec ze smokami" George R.R. Martin (20zł)
 27. "Zoo City" Lauren Beukes (16zł) 


28. "Warszawa" (7,50zł)
29. "Ever After High. Kraina Czarów" Shannon Hale  (14zł)



     I tak oto, nieprzeczytane książki zamiast maleć rosną. Już od dłuższego czasu śmieje się, że gdyby zamknęli księgarnie, to i tak spokojnie miałabym książek na jakieś 3 lata. Ale trzeba być dobrej myśli, że przeczytam te książki jak najszybciej.
   Teraz pozostaje kwestia ułożenia ( czy raczej upchnięcia) w biblioteczce, i wybranie co mam przeczytać pierwsze.

niedziela, 24 marca 2019

"Lalkarz z Krakowa" R.M. Romero

Tytuł: Lalkarz z Krakowa
Tytuł oryginału: The Dollmaker od Krakow
Autor: R.M.Romero
Data wydania: 3 października 2018
Liczba stron: 290

Opis: 

Jest wojna.

Jest cierpienie.

Ale jest też magia i jest nadzieja.

Kraków, Polska, rok 1939. Za sprawą magii w pewnym sklepie z zabawkami ożywa mała lalka o imieniu Karolina.
Karolina zaprzyjaźnia się z Lalkarzem, właścicielem sklepu- miłym, złamanym przez życie człowiekiem.

Kiedy okupacja niemiecka zasnuwa cieniem miasto, Karolina i Lalkarz postanawiają za pomocą czarów uratować przed straszliwym niebezpieczeństwem swoich żydowskich przyjaciół, bez względu na ryzyko.

Ta ponadczasowa opowieść, w której baśń i elementy folkloru splatają się z historią, pokazuje, że nawet w najmroczniejszej sytuacji można odnaleźć nadzieję i przyjaźń.


Moje wrażenia:

     Książkę kupiłam na 22 Międzynarodowych Targach w Krakowie, zachęcona cudną okładką i jeszcze piękniejszym wnętrzem.
     Dodatkową zachętą był fakt, że kupiła ją również Aleksandra z bloga  Imperium Książkomaniaczki. No ja nie będę gorsza i też ją kupię.
     Przyznam, nie wiedziałam czego się po niej spodziewać. Połączenie magii, baśni, folkloru oraz tematyki II Wojny Światowej nie współgrały mi ze sobą. Jak połączenie 3 pierwszych rzeczy, wydawało mi się realne, tak tematy Wojny jest ciężki.
     W momencie kiedy zaczęłam czytać, wszelkie wątpliwości i sceptyczne nastawienie znikły. Lektura jest naprawdę dobrze napisana, czyta się ją bardzo szybko. Tematy, które wydawały mi się, że nie współgrały ze sobą, są bardzo dobrze zazębione. Jak się okazuje, można je razem połączyć.
    Niezwykle trudno jest ukazać okrucieństwo i zło, jakie niesie za sobą wojna młodszym czytelnikom. Pani Romero to się udało. Potrafiła pokazać, że wojna to nie przelewki, ale też groza. Ukazała też coś, co było naprawdę ważne- przyjaźń, odwagę i lojalność. A w tamtych czasach było to naprawdę ważne.
    Każdy z bohaterów ma swoją osobowość. Czytając tę książkę, mam wrażenie, że stoją koło mnie.
Karolina- mała lalka, która mówi, potrafi wzbudzić uśmiech. Odwagi od niej powinien uczyć się każdy. Pokazuje, że zawsze trzeba próbować i wierzyć. Nigdy nie powinno się poddawać. Jest naprawdę przeuroczą bohaterką.
 Lalkarz pod wpływem Karoliny zaczyna wierzyć w swoje umiejętności. To dzięki niej ratuje dzieci.
    W książce też pokazane jest Krakowskie getto. Jest to spore zaskoczenie, gdyż zazwyczaj historie o wojnie zahaczają o obóz w Auschwitz.
Wstyd przyznać, ale o obozie w Krakowie dowiedziałam się jakoś albo w klasie maturalnej, albo tuż po maturze. Byłam akurat w bibliotece, w której była jakaś wystawa. Zazwyczaj tylko rzucam okiem, co tam jest i idę dalej. Wtedy się zatrzymałam z wielkimi oczyma. Bo wystawa dotyczyła getta. I to nie byle jakiego, bo w Krakowie. Byłam zaskoczona, że tu w mieście było getto? Jakim cudem?  No cóż, ale lepiej późno niż wcale.
  Tu też winię trochę szkolnictwo. O mitologi wiem wszystko, a tu o historii własnego miasta dowiaduje się przez przypadek. Gdyby nie to, prawdopodobnie o getcie dowiedziałabym się w wieku 25 lat.

   Wracając do książki, jestem pod naprawdę wielkim wrażeniem. Jest bardzo dobrze napisana, prostym językiem i czyta się ją bardzo szybko. Ma niecałe 300 stron, a kiedy skończyłam byłam głęboko rozczarowana, że już się skończyła. Chciałabym mieć jeszcze możliwość przeczytania jeszcze jakieś książki Pani Romero.
I jeśli szukacie czegoś do przeczytania, sięgnijcie po tę lekturę. Naprawdę warto. Jak dla mnie powinna pojawić się u każdego, na liście książek do przeczytania, i w kanonie lektur.   
       

Ocena: 10/10

wtorek, 5 marca 2019

"Dziewczyna z Sąsiedztwa" Jack Ketchum

Tytuł: Dziewczyma z sąsiedztwa
Tytuł oryginału: The Girl Next Door
Autor: Jack Ketchum
Data wydania: 21 październik 2009
Liczba stron: 301
Kategoria: thriller/sensacja/kryminał


Opis:

Przedmieścia. Ciemne ulice, przystrzyżone trawniki i przytulne domy. Miła, spokojna okolica. Jednak nie dla nastoletniej Meg i jej kalekiej siostry Susan. W domu Chandlerów, przy ślepej uliczce, w ciemnej, zawilgoconej piwnicy, Meg i Susan zdane są na łaskę kapryśnej i cierpiącej na ataki szału ciotki, którą szybko ogarnia szaleństwo. Szaleństwo, którym zaraża swoich trzech synów- oraz w końcu całą okolicę. Jedynie jeden, zatroskany chłopiec stanie niepewnie, pomiędzy Meg i Susan a ich okrutną, bolesną śmiercią.

Moje wrażenia:

    Rzadko która książka wywiera na mnie tak olbrzymie wrażenie, że nawet tak długi czas po jej odłożeniu, dalej dostaję gęsiej skórki, ilekroć sobie o niej przypomnę. I choć przeczytałam czy obejrzałam dużo horrorów, żaden nie może równać się z tym.

  Książka zaczyna się spokojnie. Nic nie zapowiada, że z każdą stroną będzie mroczniej. Podchodziłam do lektury na luzie. W końcu mnie w książce czy filmie nic nie przerazi. Tak przynajmniej myślałam, dopóki jej nie przeczytałam do końca. 
   Sama lektura jest bardzo dobrze napisana. Nie mam tu do czego się doczepić. Zarówno styl i język jest przystępny. Książka ma zaledwie 300 stron, więc nie jest to bardzo dużo. Jest przedstawiona z punktu widzenia dziecka, jednak w niczym to nie przeszkadza. Bohaterowie są bardzo dobrze wykreowani, mam wrażenie, że mieszkają oni tuż obok mnie. Czułam się tak, jakbym ich znała.
 
   Co do reszty- napięcie jest budowane stopniowo. Z każdą stroną nie wiedziałam co mam robić. Chciałam tą książkę przeczytać, ale nie mogłam. W pewnym momencie wiedziałam, że muszę ją czytać w biały dzień bo wieczorem i w nocy za bardzo się bałam. Nie jest łatwą książką. Pokazuje okrucieństwo i zło, ale tak wielkie, że aż niewyobrażalne.

   Lektura nie jest dla ludzi o słabych nerwach. Ja miałam momentami dość, nie raz musiałam ją odkładać tylko po to, żeby się przejść i wrócić do czytania.
   Po jej skończeniu miałam w głowie tylko jedną myśl. Że największym potworem jest człowiek. Nikt, nie jest w stanie zrobić tyle złego drugiemu co człowiek. Największą ironią literatury jest to, że z wampirów (Zmierzch) , zombie (Wiecznie Żywy)   czy z wilkołaków (znów Zmierzch) robi się "normalne" osoby, gdy tymczasem ludzie idą dokładnie na odwrót.
Mogę ją polecić z czystym sumieniem. Jednak jeśli nie jesteście mega spokojni, i macie słabe nerwy lepiej trzymajcie się od niej z daleka. Ewentualnie radzę przygotować się mentalnie.

Pragnę tylko zaznaczyć, że książka jest oparta na faktach. Nie jest wymysłem autora, tylko autentyczną historią, która się zdarzyła.

Ocena: 10/10

niedziela, 10 lutego 2019

"Zapiski stanu poważnego." Monika Szwaja

Tytuł: Zapiski stanu poważnego
Autor: Monika Szwaja
Data wydania: 2004 (data przybliżona)
Liczba stron: 349
Kategoria: Literatura piękna


Opis: 

Wiktoria- reporterka telewizyjna około trzydziestki, niespodzianie tuż przed wyjazdem na zdjęcia, dowiaduje się, że zostanie mamusią. Mamusią- proszę bardzo, tylko gdzie jest tatuś do kompletu? Na reporterskim horyzoncie pojawia się wprawdzie ktoś, kto by się nadał, ale niestety- ma on pewne felery, które uniemożliwiają tzw. szczęśliwy happy end. Poza tym co zrobić z tą koszmarną, stresującą, wyczerpującą, ukochaną pracą? Doprawdy, dziecko takiej matki musi  wykazać niezłą siłę charakteru, żeby urodzić się w przepisowym terminie. 




Moje wrażenia: 

    Kilka lat temu dostałam w prezencie książkę  "Stateczną i postrzeloną" pani Moniki. Byłam nią pozytywnie zaskoczona, bo rzadko kiedy literatura kobieca jest w moim guście. Dlatego też, gdy na  Bookcrossingu w Galerii Bronowickiej, zobaczyłam jej książkę, od razu wiedziałam, że ją wezmę. 
   Dodatkowo opis bardzo mi się podobał, co rzadko w takich książkach się zdarza. W końcu reporterka telewizyjna i bloger są podobne do siebie, pod względem działalności w mediach.
Szkoda tylko, że nie zachęcający opis i okładka, nijak nie miały się do tego, co było w środku.
   Jedyny plus to ten, że książkę szybko się czyta. Jednak nie ma ona w sobie ani krztyny czegoś wartościowego. Wiktoria- główna bohaterka, zachowuje się, jakby miała skończone 18 lat. Zachodzi w ciążę, ok jej sprawa. No ale już na początku zachodzą pewne zgrzyty. Nie wie, kto jest tatusiem, bo jednocześnie sypiała z dwoma facetami. W tym jeden żonaty. Kiedy w końcu drogą dedukcji znajduje odpowiedź na to, kto jest na 100% tatusiem, po prostu go informuje o tym fakcie.
    Dodatkowo popija sobie wino w czasie ciąży, bo przecież to nic nie zaszkodzi. A kotuś musi przyzwyczajać się od początku. Tak więc gratuluje podejścia. W czasie ciąży dwa razy ląduje na patologii ciąży, bo nie potrafi narzucić luźniejszego typu pracy. Tutaj ponownie gratuluje podejścia. Nie jestem osobą, która lubi siedzieć w miejscu, ale skoro lekarz mówi, że mam siedzieć na dupie, albo mam się nie przemęczać, to tak bym robiła. Więc z główną bohaterką na pewno bym się nie polubiła, a wręcz przeciwnie. Podejrzewam, że ciągle bym się wkurzała o to, że nie dba o siebie i o dziecko.
    Co do reszty bohaterów. Niby są, ale ich nie ma. Żaden nie jest wyróżniający, każdy jest okropnie nijaki i denerwujący. Często miałam ochotę przybić im piątkę. Krzesłem. W twarz. Oczywiście wielka love story- bogaty facet zakochuje się w ciężarnej reporterce. Nie wiem gdzie, takich facetów się znajduje, ale też bym tak chciała.
    Jeśli chodzi o fabułę. Jest nudna jak olej z tych szprotek, które są jednym z głównych tematów książki. Prawdę powiedziawszy, gdybym miała streścić książkę, byłoby tylko tak: Ciąża- picie- praca-patologia ciąży- praca- picie- poznanie faceta-patologia ciąży- picie praca. Więc jak widać, ambitna książka to nie jest. Spodziewałam się zdecydowanie czegoś lepszego, a dostałam zwykłą marną książkę, której treść zapomina się od razu po odłożeniu jej na półkę.
   
   Podsumowując, jeśli macie czas i chęć męczenia się z książką to jak najbardziej polecam. Jednak sama drugi raz nie przeczytałabym tej książki, z tego względu, że jest niezwykle nudna (jak olej ze szprotek) i przewidywalna. Nie jest ani trochę rewelacyjna i  nie ma nad czym się zachwycać. 


Ocena: 1/10 

wtorek, 22 stycznia 2019

4 urodziny bloga

  21 styczeń to nie tylko Dzień Babci. Dla mnie to coś więcej. Dlaczego? Bo 21 stycznia 2015 narodził się mój blog.  Czas tak szybko leci. Człowiek nie zdąży się obrócić, a tu mija rok. Ledwo pisałam o 3 urodzinach a tu już mam 4 urodziny bloga. Jak to się stało, że to już ten czas? Nie mam pojęcia.

    Dużo działo się przez ten rok, pełno wyjazdów, wycieczek, wydarzeń. Od samego początku roku działałam na pełnych obrotach. Ale warto było. Człowiek się zmienił pod każdym względem.
   Odbiło się to na pisaniu- udało mi się napisać tylko 22 notki.  Wstyd mi bardzo, obiecuje się poprawić, i więcej pisać. Bo to w końcu jest jeden z moich celów.

Co się działo w tym roku?

Na pewno wyjazd w marcu do Poznania. Pierwszy raz byłam w tym mieście i mam nadzieję, że nie ostatni. Na pewno tam wrócę, o ile koleżanka mnie przygarnie ;) Ale najprędzej w jakiś ciepłych miesiącach. Więcej o wizycie w Poznaniu możecie przeczytać  TU

   Pierwszy raz też brałam udział w Bookcrosingu czyli wymianie książkowej- jeszcze jedna edycja miała być podobno na jesień. Ale okazało się, że to tylko plotki bo nic nie było. Ale mam nadzieję, że wkrótce Galeria Bronowicka zorganizuje, takie coś jeszcze raz. Bo powoli sterta książek do wymiany rośnie. I jak mnie zabiję, to nie moja wina!



Maj był miesiącem gdzie przyplątał się do nas pies. Ktoś go porzucił, bo pomimo czekania i kombinowania czyj jest nie dostaliśmy żadnego odezwu. I tak mamy psa o imieniu Szarik. Tak, wzięte z serialu "Czterej pancerni i pies." Uparłam się jak osioł, że taki ma być i koniec ;p


Lipiec- ponownie góry. Tym razem Liptovski Mikułasz. Uparty pingwin chciał iść do mini zoo. Ot cała historia. Ale pierwszy raz widziałam tam małe niedźwiadki. 

W sierpniu byłam w Zakopanem na cały tydzień. Był to miło spędzony czas, nie obyło się od małych zgrzytów ale bardzo dobrze to wspominam ;) Agnieszka obiecuję kupić sobie zatyczki do uszu i nie mruczeć więcej ;p  W końcu po 18 latach, udało mi się trafić nad Morskie Oko. Byłam tam w wieku 7 lat, i dopiero teraz udało się tam dojść.
Oczywiście nie mogę zapomnieć o weekendzie w Bieszczadach. Zawsze chciałam tam jechać- i naprawdę warto. Cisza, spokój, nie trzeba nic więcej.


I jak co roku w sierpniu byłam jeszcze w Warszawie. Gdzie by mnie w stolicy zabrakło. Co roku tam jestem, to i teraz też musiałam być. 



Wrzesień- tu byłam na wystawie Tytanica, razem z mamą. Obydwie chciałyśmy ją zobaczyć, zdążyłyśmy w ostatniej chwili. Ale warto było :)
We wrześniu odwiedziła mnie też Kasia- nawet nie wiecie jak się z tego powodu cieszę ;) Spędziłyśmy mile czas w swoim towarzystwie, chodząc po Krakowie i siedząc w Dziórawym Kotle jak na czarodziejki przystało ;)


Choć odgrażałam się że więcej w góry nie pojadę, już w październiku trafiłam do Szczawnicy. Nie warto mnie słuchać, i tak zrobię zawsze na opak.


W październiku brałam też udział po raz 3 w Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie, o których możecie poczytać tutaj. Drugi raz jako bloger, ale pierwszy raz oficjalnie do tego się przyznałam.


Październik był również miesiącem kiedy mama miała 50-te urodziny. Miesiąc później, w listopadzie ja skończyłam 25.

Koniec roku? Nie mogłam wymarzyć sobie lepszego. Spędzony w towarzystwie osób które uwielbiam najbardziej.

Udało mi się przeczytać 41 książek. Całą listę możecie zobaczyć i przeczytać o Tu. Zdecydowanie najlepszymi książkami były "Lalkarz z Krakowa" R.M.Romero oraz "Bella i Sebastian" Nicolas'a Vaniera (zachęcam do przeczytania recenzji.

     W nadchodzącym roku życzę sobie (jakkolwiek to brzmi) aby blog dalej się rozwijał. Chcę więcej  pisać i mam nadzieję że uda wytrwać mi się w tym postanowieniu :)


1 urodziny bloga: klik
2 urodziny bloga: klik
3 urodziny bloga: klik