piątek, 27 lutego 2015

Choroba, wolne, nauka języka

      Dziś pobiłam wszelkie rekordy bycia w pracy- od 9 do 11.30. Według grafiku miałam być do 20 ale źle się czuje od kilku dni a dziś to totalna paranoja. Nie życzę nikomu pracować w takim stanie jak jestem. U mnie tak jest że albo jestem zdrowa a jak jestem chora to wszystko na raz mnie łapie.
          Tak więc dziś jeszcze przed pracą poszłam do szefowej i managera od grafiku że czuje się tak źle, i tu litania co mi jest, że nie dam rady wytrzymać do 20. Całe szczęście są to normalni ludzie więc chwilę pracowałam i zaraz  mnie wygonili. Jutro mam się jeszcze "doleczyć" więc wolne mam i w niedziele do pracy.
   Oczywiście nie obyłoby się bez komentarzy kierowniczki zmiany. Otóż ONA jest bardziej chora  BO katar ma. A na mój komentarz że ja katar wolę mieć niż to co ja mam to się obraziła. No cóż- zachowanie typowe dla dzieci. Na L4 nie pójdzie bo po co? Ale narzekać że ja się zwolniłam, bo bym w pewnym momencie przewróciła i tyle by było to już ok.
            Szczerze już wczoraj wiedziałam że kiepsko będzie dziś. Ale miałam nadzieję że przejdzie mi przez noc. Do tego jak wczoraj wyszłam z pracy to tak paskudna pogoda była- mgła, deszcz brrrrrr.


Zdjęcie może nie oddaje w pełni tego co było, ale raczej nikt nie chciałby iść nigdzie w taką pogodę.
  Dziś jest niewiele lepiej ale i tak chora jestem więc nigdzie nie wyjdę. W końcu ogarnę szafę z ubraniami i moją biblioteczkę- bo od początku lutego nie mam czasu na to- a w końcu muszę się za to zabrać.
     Może uda mi się w końcu pouczyć się nieco szwedzkiego, bo na razie to jest tylko otworzenie książki, przeczytanie treści zadania i tyle.
                 Ja się zabieram za swoje zadania a wam życzę miłego weekendu i ładnej pogody ;)




środa, 25 lutego 2015

Nocne pisanie + zdjęcia

      Kiedy chodzi się do pracy dni zlewają się w jedno- przynajmniej u mnie tak jest. Prawdopodobnie sprawia to grafik, który jest tak ułożony że nic się nie zrobi ani rano ani wieczorem. Ale dziś oficjalnie przeszłam z poniedziałku (który trwał u mnie tydzień) na wtorek który prawdopodobnie będzie trwać tyle samo. Praca robi swoje- nie ma mnie w domu niemalże po 12 godzin. Nie wiem co ja złego w szkole widziałam ;) Tyle dobrze że ludzie są normalni i co chwile się śmiejemy.

    Jednak to nie zmienia faktu że nie mam czasu dla siebie. Wolne miałam w poniedziałek to spędziłam go na spaniu, oglądaniu "Starej Baśni" (jeden z moich ulubionych filmów), pisaniu listów i spacerze. I gdy wróciłam do domu ze spaceru to okazało się że jest już 19. Nawet nie wiem kiedy ten dzień zleciał- ale zrobił to stanowczo za szybko. Miałam jeszcze kilka planów na  ten dzień jednak nie zostały  zrealizowane (dziwny zanik kilku godzin) i z tego względu zostały przesunięte na najbliższy dzień wolny.

Jutro po pracy idę do kina - to był jeden z planów na poniedziałek. Kończę wcześnie jak na mnie bo o 17 a film jest o 18 więc akurat jest na styk. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wybrała filmu "Pingwiny z Madagaskaru"- jak na razie nie przegapiłam żadnego odcinka serialu a teraz przyszedł czas na film. Od jednego z bohaterów mam nawet swój nick- jest to pingwin Rico. Ale o tym nie dziś.
       Wiem że ktoś może pomyśleć że ostatnio byłam w kinie z koleżanką, jutro idę i tak sobie chodzę i pieniądze wydaje. Z koleżanką owszem się spotkałam- ale w kinie nie byłyśmy. Dostałyśmy tak zwanej "głupawki" i zanim się uspokoiłyśmy to filmy co ciekawsze trwały, reszta była nieciekawa a koleżanka miała na 17 do pracy. Ale nie żałujemy że nie poszłyśmy- pośmiałyśmy się,  pogadałyśmy, ustaliłyśmy co będziemy robić jak nam się trafi wspólny dzień wolny ( albo większa część dnia). A to jest najważniejsze.
I jak zwykle na koniec- kilka zdjęć które mam nadzieję że się spodobają ;) Zrobiłam je na poniedziałkowym spacerze- tak nigdy nie idę na spacer bez aparatu- taki mały nawyk . Tym razem większość zdjęć to zachód słońca, wyjątkowo piękny.







Dziękuje za każdy komentarz i obserwację- bardzo to motywuje do dalszego pisania. Jeśli chcecie bym napisała recenzję z filmu "Pingwiny z Madagaskaru" to proszę byście to napisali w komentarzach.

wtorek, 17 lutego 2015

Dzień kota, karta, poszukiwania

    W końcu doczekałam się dwóch dni wolnego- jeden dzień już minął i zostało mi tylko jutro. Nie spodziewałam się że będę aż tak bardzo czekać na to wolne. Serio, w poniedziałek patrzyłam się jak sroka w gnat na zegar a jak tylko wybił 22 to mało nóg nie pogubiłam, pędząc do szatni żeby wyjść jak najszybciej.
        Na dzisiaj miałam zaplanowane kilka rzeczy, których niestety nie udało mi się spełnić z jednego powodu. Poszukiwania dysku i kartek gdzie miałam zapisane cele na rok 2015 oraz książek które chcę sobie kupić. I tak jak kartki znalazłam tak dysk niestety wcięło- po raz kolejny zresztą. Mam jakiegoś strasznego pecha który sprawia że dysk zawsze gdzieś znika. Nawet jak jestem pewna że jest w TYM miejscu to okazuje się że go tam nie ma. I jest szukania na kilka godzin- dziś niestety nie udało się go znaleźć ale jestem pewna że jak tylko przestane go potrzebować to się znajdzie.

Rano dostałam też kartę z banku- w końcu się doczekałam. I takie pozytywne rozpoczęcie dnia. Listonoszka też przyniosła mi dwa listy- tak jestem z tych osób które piszą listy w XXI wieku. Na FB jest kilka takich grup które mają na celu pisanie listów- a gwarantuje wam że nie ma nic przyjemniejszego niż dostanie takiego listu ;)

Dziś jest też Dzień Kota, nawet nie wiedziałam że taki dzień jest ale dostałam kalendarz w którym jest mnóstwo takich dziwnych świąt. Totalnie o nim zapomniałam, przypomniałam sobie kiedy wieszałam pranie i kot sąsiadki do nas przyszedł. Próbowałam zrobić mu parę zdjęć ale totalnie nie chciał współpracować- jak to koty.

Na jutro mam zaplanowane spotkać się z koleżanką i iść do kina. Teoretycznie miałam wybierać film ale praktycznie idziemy na spontan i pójdziemy na to co akurat będą grać. Do tego jeszcze parę zdjęć zrobić i iść na pocztę wysłać listy. Najważniejszy zaś cel to odpocząć od pracy. Kolejne wolne dwa dni będę mieć dopiero w przyszłym tygodniu- nie wiem jak wytrzymam, ale jakoś muszę ;)
A na pożegnanie parę zdjęć daję, mam nadzieję że się spodobają.


Mały prezent na Walentynki (wiem spóźnione nieco)

Kot porwał mi klamerkę- jedyny sposób żeby skupić jego uwagę
Jeśli się spodobało to proszę o komentowanie, obserwowanie będzie mi bardzo miło ;)

niedziela, 15 lutego 2015

Walentynki- hit czy kit?

    Post już spóźniony- pewno zanim go napiszę będzie już po północy, czyli niedziela ale może uda mi się wyrobić w tych 15 min. ;) Dziś jak pewno wszyscy wiedzą są Walentynki. Cóż mi zbyt romantycznie nie minęły- o 12 poszłam na zakupy, potem do pracy i do domu wróciłam dopiero o 23.10. A jeszcze wcześniej wiadomo trzeba się wyspać- w szczególności po 10 godzinach intensywnej pracy. Więc sami rozumiecie czemu tak późno dodaje tą notkę.

         Ale wracając do tematu. 14 luty to święto zakochanych czyli Walentynki (zaś 15 to Dzień Singla) które teoretycznie mają osłodzić życie. Jednak jak jest praktycznie?
Szczerze, ja Walentynek nie cierpię. Jest to jedyne "święto" które jest mega bezsensowne. Ja wiem, teraz hejty się posypią że nie mam chłopaka, że dlatego nie lubię itd, itp. Jednak ja mam chłopaka, ale jednak nie lubię Walentynek. Kurczę rok ma 365 dni a ja mam pokazywać uczucie tylko w jednym dniu? Mam tylko raz w roku powiedzieć że kocham swoją drugą połówkę?
Ok, zostawmy tą kwestie i przejdźmy do kolejnej. Sklepy- już 2 tygodnie wcześniej przygotowują się do Walentynek zasypując regały mnóstwem pierdół. Nie oszukujmy się- nie są to rzeczy praktyczne. Kwiatek- uschnie po kilku dniach, czekolady- tyłek urośnie, misiek- nie przesadzajmy, to tylko dla dzieci nie dorosłych. Zresztą prezenty te są tylko dla kobiet. Nie znam żadnego faceta który ucieszyłby się z kwiatka albo miśka. Czekoladę jeszcze zrozumiem. Ale niech ktoś mi wskaże jedną kobietę która dała prezent facetowi. Ja nie znam żadnej. Każda twierdzi "przecież to facet ma mi dać prezent, nie ja jemu". Drogie kobiety- to jest święto zakochanych czyli 2 osób, a nie kolejny dzień kobiet (który jest dopiero za miesiąc)
         Zresztą co mi z prezentu jak jest nietrafiony? Co z tego że da mi miśka/czekoladę/ inne badziewie które jest w sklepie skoro ja i tak to wywalę albo rozdam komuś innemu.
Ewentualnie dostanę coś tylko na odczepnego. I tu rada na kolejne Walentynki- przyjrzyjcie się swojej dziewczynie/ swojemu chłopakowi i kupcie coś lepszego od tych "popierdółek"
             Mój chciał książkę- wypatrzył jakąś w Empiku i widziałam że kusi go kupić ją. W końcu wkurzyłam się, kupiłam ją i obydwoje byliśmy zadowoleni. On bo dostał to co chciał a ja bo robił za wielbłąda i dźwigał wszystko co chciałam. Oczywiście było to w styczniu kiedy byliśmy we Wrocławiu. Ja od niego też książkę dostałam- cóż wysłanie listy książek które chce dostać to był jednak zły pomysł ;p Choć z 2 strony- przynajmniej ma zabezpieczenie na najbliższe 1000 lat i nie musi się zastanawiać co mi kupić.  Tak więc zwracajcie uwagę na to co chce druga osoba.

I tak na koniec- jeśli chcecie gdzieś jechać na weekend, do kina, do kawiarni lub gdziekolwiek- to poczekajcie tak tydzień. Serio wtedy tych par będzie mniej, wy będziecie szczęśliwsi a to jest najważniejsze.


              Jak widać, ja tego święta nie lubię. Dla mnie to wyzysk i strata czasu. Szczerze uczucia można pokazywać codziennie, prezent można dać bez okazji. A Walentynki za hibernować się w domu, czekając aż inwazja par przejdzie przez miasto szczycąc się tym że obchodzą walentynki.

A teraz dobranoc ;)

wtorek, 10 lutego 2015

Tag "Your Type Of Music"

                            Jak widzicie przychodzę do was z tagiem "Your Type Of Music". Do napisania notki zainspirowała mnie Katka Katka z blogu http://to-moimzdaniem.blogspot.com/. Zadała pytanie czy lubię Michaela Jacksona i stwierdziłam że nie będę odpowiadać w komentarzach, tylko zrobię o tym notatkę na blogu.
 Na początku chciałam zrobić zwykłą notkę na temat muzyki ale wpadłam na pomysł że może znajdę tag o muzyce. Jak widać znalazłam i odpowiedziałam. Miłego czytania ;)

1. Ograniczasz się do jednego rodzaju muzyki czy słuchasz wszystkiego "co wpadnie w ucho"?
   
Nie ograniczam się do jednego rodzaju muzyki- fakt że mam dominację jednego gatunku ale nie trzymam się go kurczowo.    

2. Jaki styl muzyczny najbardziej lubisz? 
   
Zdecydowanie metal. Nie wyobrażam sobie życia bez tej muzyki.

3. Należysz do jakiegoś fandomu?

Polish Panzer Battalion- fanclub Sabatonu oraz Afromental.

4. Ulubiona piosenkarka?

 Indila i Enya.

5. Ulubiony piosenkarz?

Michael Jackson i Phil Colins

6. Ulubiony zespół?
   
Sabaton, Afromental, Nightwish.

7. Wolisz spokojną muzykę czy raczej żywą?

To zależy od nastroju, humoru. Są czasami takie sytuacje kiedy tekst opisuje to co się dzieje w życiu.

8. Piosenki jakiego wykonawcy- zespołu zajmują najwięcej miejsca na Twoim telefonie?

Sabaton, Afromental, Phil Colins i Michael Jackson. No się powtarzam ;)

9. Jaki masz dzwonek telefonu?

Szczerze- odkąd mam telefon to mam najzwyklejszy dzwonek jaki może być. Jeśli miałabym ustawić jakąś piosenkę to zmieniałaby się ona co dwa dni. Więc pozostaje przy najzwyklejszym.

10. Jakiej muzyki nie znosisz?

Disco-polo, hip- hop.

11. Wykonawca/ zespół którego najbardziej nie lubisz?

Nie ma takiego. Jak kogoś nie lubię to po prostu nie słucham i po problemie.

12. Lubisz śpiewać? Umiesz?

Kocham śpiewać ale nie umiem ;)

13. Jakiej stacji muzycznej słuchasz najczęściej w radiu?

Eska najczęściej oraz Rmf-fm

14. Jaki program TV (muzyczny)  oglądasz najczęściej i który najbardziej lubisz? 

Nie oglądam żadnego programu muzycznego.  

15. Które gwiazdy wręcz irytują Cię swoim zachowaniem? 

Ostatnio jest to Miley Cyrus- ja wiem że dorasta, jestem w stanie to zrozumieć. No ale to co robi ona to jest przesada w drugą stronę

16. Czy jest taka piosenka, którą słyszałaś tyle razy, że kiedy słyszysz ją teraz, od razu zmieniasz na inną?

 Reklamy w radiu! :) Tak często się powtarzają że mam ochotę wyrwać radio z obudowy i wywalić przez okno. A tak szczerze- nie mam takiej piosenki.

17. Słuchasz podobnej muzyki co Twoi przyjaciele, rodzice? 

Jest pół na pół. Rodzice słuchają czegoś innego, a przyjaciele- czasem się zdarzy że słuchamy tego samego.


Pytań było 17 jak widać- nad niektórymi musiałam się zastanowić nieco bardziej, niektóre były banalnie proste ;) To by było na tyle w dniu dzisiejszym. Ja powoli zbieram się do pracy mając nadzieję że dzień zleci szybko i nie będę tak źle jak mi się wydaje. Wam życzę miłego dnia i wieczoru,

Zostawiam was z kilkoma piosenkami które uwielbiam, mając nadzieję że chociaż jedna wam się spodoba ;)

1. Now we are free
2. Afromental- Rock&Rollin' Love
3. Sabaton- Swedish Pagans
4. Phil Colins- You'll be in my heart
5. Michael jackson- They don't care about us

niedziela, 8 lutego 2015

Lekki stres i zdjęcia

                  Zawsze zastanawiałam się czemu weekendy muszą tak szybko mijać. Niezależnie czy to wakacje/ferie dni powszechne mijają mega szybko a weekend jeszcze dobrze się nie zaczął a już go nie ma.  No ale cóż takie jest życie- to co dobre szybko się kończy.
Tak naprawdę u mnie nie tylko weekend się skończył. Po wielkiej przerwie, ogromnych wakacjach, trwających od skończenia szkoły średniej w kwietniu aż do teraz, przyszedł czas na pójście do pracy.
Wiem, siedziałam na bezrobociu 10 miesięcy- ale dużo rzeczy się na to skumulowało. Dużo spraw prywatnych o których nie będe tu truć, nie ten czas ale też chęć odetchnięcia od szkoły, od tych obowiązków, odstresować się i po prostu zająć się tym czym nie miałam czasu zająć się do tej pory.
Przyznam że to się udało. I w końcu na początku grudnia stwierdziłam że muszę w końcu znaleźć pracę i się usamodzielnić. Niestety roznoszenie CV przez długi czas nie przyniosło pożądanych efektów aż do 29 stycznia. Znalazłam pracę i jutro zaczynam.
           Mam nadzieję że nie będzie źle. Wprawdzie nie pracuje na cały etat tylko na 3/4 czyli 6 godzin ale i tak dla mnie to dużo. Ok, dodać jeszcze 3 godziny i mogłabym udawać że w szkole jestem.
I choć to moja pierwsza praca to nie denerwuje się. Zacznę panikować jutro. A jak wyjdę z pracy to będę bardziej wypompowana niż po najgorszym wf-ie. Przynajmniej tak obstawiam.

Dziś teoretycznie miałam wyjść zrobić zdjęcia ale zanim się wyzbierałam to zrobiło się ciemno. No cóż tak bywa :) Przynajmniej poczytałam książkę "Miłość Peonii" (ach, uwielbiam ją) a teraz w ramach przeprosin za zbyt długi tekst wstępnej paniki przed pracą wstawiam zdjęcia które zrobiłam ostatnio i 3 które zrobiłam w wakacje.
      Przyjemnego oglądania ;)





Ok dobra to zrobiłam w wakacje kiedy kaktus pierwszy raz zakwitł.


A teraz udajmy że mnie tu nie widać


piątek, 6 lutego 2015

Zakładanie konta, zakupy i film

     Stwierdzam iż dzisiejszy dzień polegał w dużej mierze na robieniu czegoś. Nie tak od samego rana ale od godziny 11 do 19 byłam ciągle zajęta. Najważniejszą sprawą było założenie konta w banku- dopiero teraz jest mi potrzebne. Wcześniej nie pracowałam a jak potrzebowałam na coś pieniędzy to szłam do mamy. A teraz że sama się utrzymywać będę to i konto jest potrzebne.
     Po wyjściu z banku, krążąc między uliczkami zastanawiałam się co mam zrobić- skleroza nie boli i nie pamiętałam co mama kazała mi kupić, dopóki nie spojrzałam na pasmanterię. Chwila oświecenia- mama chciała gumkę do spodni. A jak kupiłam jedną rzecz to stwierdziłam że nie zaszkodzi iść na zakupy i kupić coś jeszcze. Skończyło się na kupieniu książki "Marzenia Joy" Lisy See, mapy Wrocławia, gazety "Glamour" oraz kurs języka szwedzkiego.

Jestem wielką fanką Lisy See, a że posiadam w biblioteczce "Dziewczęta z Szanghaju" to stwierdziłam że kupię kontynuację czyli "Marzenia Joy". Mam nadzieje że będzie lepsza niż "Dziewczęta z Szanghaju" bo szczerze jest to dla mnie najgorsza jej książka.
Koszt książki: 14,99

Nawet nie wiecie jak trudno jest znaleźć idealną mapę- przynajmniej w moim wydaniu. Do każdej miałam jakieś "ale". Albo przedstawiała same stare miasto albo urywała się w połowie, ewentualnie nie mogłam się odnaleźć w niej. Aż w końcu trafiłam na tą idealną- połączenie przewodnika z mapą. Idealna- choć trochę kosztowała, nie żałuję bo warto było ją kupić.
Koszt mapy: 17,90

"Glamour" jest chyba jedyną gazetą którą chętnie kupuje. Nie dość że jest o modzie, to jeszcze można coś poczytać- idealne połączenie. Nie cierpię gazet w których jest albo sama moda albo same teksty. Tak więc cieszę się że jest taka gazeta jak "Glamour"
Koszt 4,50
Kurs kupiony tylko z jednego powodu. Tak, domyślacie się jaki on jest. "Sabaton"- ukochany zespół jest ze Szwecji. No cóż, w tym roku nie pogadałam z nimi- ale do następnego spotkania mam zamiar nauczyć się przynajmniej podstaw żeby ich choć trochę zainteresować. 
W skład kursu wchodzą 2 płyty CD + książka
Koszt: 29,90
W Pepco kupiłam dzwoneczki- uwielbiam takie rzeczy. Jutro dołącza do reszty i nie mogę doczekać się kiedy będę mogła otworzyć okno by zaczęły dzwonić ( i wkurzać resztę domowników ;))
Koszt: 2,99

Miałam tą notkę dać wcześniej- ale przypomniało mi się że w telewizji idzie "Merida Waleczna". Tak, wiem to bajka dla dzieci ale mi się podoba. W efekcie teraz cały czas nucę jedną z piosenek. Ech, teraz będę cały czas ją śpiewać. No cóż- oglądanie bajek zawsze się tak kończy- piosenki wpadają w  ucho i nie chcą wyjść. A więc dobranoc ;)
                                 

wtorek, 3 lutego 2015

Spacer po Rynku+ krótkie przemyślenia


 Rano jak wstałam powitała mnie "Wielka mgła"- nie jakaś delikatna, tylko taka ciężka. Trochę się zmartwiłam że będzie cały dzień ale całe szczęście koło 8 się już zmniejszyła, a jak wyszłam od lekarza już jej nie było. I zaczęło świecić przyjemne słońce, ale pomimo niego było trochę zimno.
Tu dowód że była mgła ;)
Nie miałam nic szczególnego w planach, oprócz lekarza, więc postanowiłam iść na spacer. 
Zazwyczaj mam jedną trasę. Zaczynam pod Teatrem Bagatela, idę na Rynek Główny po czym ulicą Grodzką idę na Wawel. I tam sobie chodzę brzegiem Wisły- dziwnym trafem zazwyczaj tam dopadają mnie jakieś medytacje i przemyślenia.
Tak naprawdę z Rynku i Wawelu korzystam tylko w okresie zimowym i wiosennym. W lecie jest całe mnóstwo turystów i nie ma gdzie palca wetknąć, nie mówiąc o spokojnym spacerze. Wśród moich znajomych zauważyłam że robią tak samo jak ja- w lecie nie uświadczysz nikogo na Rynku, za to jak turyści znikają to wszyscy idą. Oczywiście nie jest tak że nikt z domu nie wychodzi. W Krakowie jest tyle ciekawych miejsc- a jak się wyjedzie poza granice jest ich o wiele więcej.
Przykre też jest to że większość turystów na hasło "Kraków" kojarzy tylko- Rynek, Wawel, Wieliczkę, Bochnię oraz obóz Auschwitz- Birkenau. Kurczę, głupio mi jest jak słyszę że tu nie ma zoo/parku wodnego/ zamku. Nie mi powinno być głupio, tylko tym ludziom że się nie przygotowali, ale jest mi głupio. Serio weźcie sprawdźcie, poczytajcie co jest w jakimś mieście lub okolicach. Nie ograniczajmy się tylko do centrum. Ja wiem że jak byłam we Wrocławiu to zbyt dużo nie zwiedziłam, ale weźcie pod uwagę to że ja tam byłam ze względu na koncert- na samo zwiedzanie jadę w maju/czerwcu z chłopakiem. Kończąc te wywody- jak tylko ociepli na tyle by można było wsiąść na rower (o kondycję trzeba dbać) wezmę aparat i pokażę wam miejsca w które warto jechać. Które są w niewielkim oddaleniu od Krakowa a nie są aż tak oblegane przez ludzi. Fakt nie będzie w tych miejscach zupełnie pusto, ale zawsze mniej niż na Rynku. A niektóre miejsca są naprawdę warte odwiedzenia. To byłoby na tyle moich przemyśleń- ustaliłam swój cel, a i mam nadzieję że wy jak gdzieś pojedziecie to nie tylko centrum ale też gdzieś indziej pójdziecie.
A teraz zapraszam na zdjęcia ;) 
Sukiennice w środku
W tym momencie zionął ogniem- słowo honoru

Rynek w Krakowie- Sukiennice i Kościół Mariacki
Skoro wszyscy mają zdjęcie na tle Wisły mewa nie będzie gorsza
Ratusz


Wawel

Zdjęcie łabędzia musi być!
A wy byliście kiedyś w Krakowie? Zamierzacie przyjechać? A może mieszkacie?
Komentujcie, obserwujcie bo to motywuje i przynajmniej widzę że ktoś to czyta ;)

niedziela, 1 lutego 2015

Koncert "Sabaton" we Wrocławiu 24.01.2015

Minął równy tydzień od koncertu Sabaton- o tej porze już wracaliśmy do hotelu. Teraz jestem w domu i piszę relację z tegoż koncertu- trochę spóźnioną ale jest ;)
A więc zapraszam do czytania ;)

24.01.2015 rok- jedna z najważniejszych dat- mój pierwszy koncert, mój pierwszy raz kiedy zobaczę swoich idoli na koncercie. Dwa dni wcześniej widziałam ich osobiście, więc do pełni szczęścia brakowało tylko koncertu. Wybór padł na Wrocław i Halę Orbita gdzie Sabaton miał grać ostatni koncert w Polsce. Przed Halę trafiliśmy około godziny 16.20- i tak jak się spodziewaliśmy trochę ludzi już było. Stwierdziłam że nawet dobrze że jesteśmy wcześniej bo z każdą minutą ludzi przybywało i kolejka rosła. Niby była druga kolejka przy drugim wejściu ale równie długa jak nasza, więc nie opłacało się iść.
Bilety na koncert

Na halę zaczęli wpuszczać o 17.20 albo 17.30- i całe szczęście bo wszystkim zaczęło być zimno. Oczywiście 99% ludzi którzy przeszli przez bramę lecieli na złamanie karku byle tylko zająć dobre miejsce. Moje pierwsze skojarzenie- filmiki z walk Lidlla. Tak, wiem dziwne ale to była moja pierwsza myśl. Pozostały 1% kroczył dostojnie udając że im się nie spieszy- oczywiście idąc na tyle szybko żeby nie można było tego nazwać biegiem. My weszliśmy spokojnie, oddaliśmy kurtki do szatni i skierowaliśmy się do trybun- zajęliśmy miejsca najbliżej sceny. Ze względu na to że był to mój pierwszy taki koncert i nie wiedziałam czego się spodziewać, wolałam iść na miejsca siedzące i rozeznać się w całości.
Scena (wybaczcie jakość)
  Nie grał tylko Sabaton- wcześniej były 3 supporty- Fronside, Battle Beast i Delaine. Prawdę mówiąc z 3 supportów znałam tylko 1: Fronside. I z całej 3 najbardziej ten zespół przypadł mi do gustu- oczywiście reszcie nie mam nic do zarzucenia. Dużym zaskoczeniem, przynajmniej dla mnie było to że Battle Beast i Delaine mają wokalistki a nie wokalistów. Do tego w Battle Beast odniosłam wrażenie że keybordzista ewidentnie się nudzi i nie ma co grać. Tak, obserwowałam go pół koncertu i widziałam że niby gra ale z entuzjazmem godnym zdechłego śledzia.
          Gdy grał ostatni support chciałam żeby już zeszli ze sceny żeby Sabaton mógł zagrać. Zresztą nie tylko ja- faceci za mną mruczeli za każdą piosenką że mogliby dać sobie spokój i zejść.
Cały zespół. Od lewej Par, Chris, Joakim, Hannes i Thobbe.
Zdjęcie z internetu
I w  końcu nadszedł czas na najważniejszy zespół. O godzinie 20.50 na scenę wszedł Sabaton. Wszyscy już od 15 minut robili hałas i skandowali niezmordowanie "SA-BA-TON". Joakim w pewnym momencie stwierdził że tylko my tak potrafimy pokazać entuzjazm. Oczywiście zanim wszystko się zaczęło niektóre rzeczy na scenie były zakryte- i przed wejściem Sabatonu odkrywane. M.in. perkusja ulokowana na czołgu. Ja nie byłam ździwiona- wiedziałam że Joakim lubi czołgi więc od razu wiedziałam co tam się kryje. Ale dużo osób było zaskoczonych. Pierwszą piosenkę jaką zaśpiewali to była :"Ghost Division" i moja myśl "A to cwaniaki robią tak jak na Woodstocku". No ale tu się wycwanili bo druga to była "To hell and back" więc moja teoria że będą śpiewać to co na Woodstocku była nieprawdziwa ;)
Sabaton nie należy do tych zespołów które wejdą na scenę zaśpiewają to co mają zaśpiewać i wyjdą. Co chwilę coś gadali do ludzi- Joakim uczył się polskiego. I oczywiście nie obyło się bez słów "Jeszcze jedno piwo". Kiedy Joakim w końcu wypił kufel piwa i stwierdził że nie będzie więcej pił, fani zaczęli krzyczeć że skoro nie piwo to wódka, wzbudzając tym samym śmiech zespołu.
Chwali się też to że pod koniec koncertu Joakim powiedział że on lubi jak przychodzą na ich koncert młodsi fani i poprosił o wejście na scenę właśnie takiego młodego fana. Był to 12-letni Dawid. Chłopak nie umiał za bardzo po angielsku gadać a Joakim po polsku ale jakoś się dogadali. Potem jak staliśmy w kolejce po kurtki, okazało się że Joakim dał chłopakowi okulary. Nawet nie miał pojęcia jak mu zazdroszczę.
Koncert zakończył się około godziny 22.30. Bilety mam schowane na pamiątkę. Zdjęć niestety nie robiłam- nie wiedziałam czy można brać aparat na taki koncert czy nie.
Wnioskując- z  koncertu jestem mega zadowolona. Jak tylko będę miała okazję iść jeszcze raz to pójdę- tylko tym razem nie na trybuny a na płytę i jak najbliżej sceny.
    Mam nadzieje że doczytaliście do końca ;) Na dziś już koniec i dobranoc.