piątek, 20 października 2017

"Martwy aż do zmroku" Charlaine Harris

Tytuł: Martwy aż do zmroku
Tytuł oryginału: Dead Until Dark
Cykl: Sookie Stackhouse
Autor: Charlaine Harris
Data wydania: 29 lipca 2009
Liczba stron: 386
Kategoria: fantastyka

Opis:

Dzięki wynalezionej w japońskim laboratorium syntetycznej krwi oraz napojowi z jej ekstraktem o nazwie Tru:Blood, w ciagu zaledwie jednej nocy wampiry z legendarnych potworów przeistoczyły się w przykładnych obywateli. I choć ludzie nie figurują już w ich jadłospisie, społeczeństwo niepokoi się, co stanie się, gdy wampiry opuszczą mroczne kryjówki. Przywódcy religijni i polityczni na całym świecie wyrazili już na ten temat swoje zdanie i jedynie mieszkańcy Bon Temps, małego miasteczka w Luizjanie, nie mogą się zdecydować, co o tym naprawdę myśleć.
Miejscowa kelnerka, Sookie Stackhouse dobrze wie, jak wygląda życie na marginesie społeczeństwa. Jako osoba posiadająca wątpliwy dar słyszenia myśli innych ludzi, przychylnie patrzy na integrację społeczną wampirów, a w szczególności na pewno przystojnego 173-latka, Billa Comptona. Niestety, seria tajemniczych wydarzeń, które towarzyszą pojawieniu się Billa w Bon Temps, wystawi otwartość Sookie na próbę.
Powieść która stała się podstawą do głośnego serialu "Mroczna Krew" emitowanego od lutego 2009 na kanale HBO. Pięć miesięcy po amerykańskiej premierze nowy serial HBO "Czysta Krew" (True Blood) zadebiutuje w Polsce. Twórcą serialu jest laureat Oscara Alan Ball, pomysłodawca kultowej produkcji "Sześć stóp pod ziemią". Serial zgromadził największą widownię spośród dotychczasowych produkcji HBO i otrzymał dwie nominacje do Złotych Globów. W rolach głównych występują laureatka Oscara, Anna Paquin i Stephen Moyer.


Moje wrażenia:

      Do przeczytania skłoniło mnie tylko jedno- rosnąca sterta kupionych egzemplarzy. Tak, jestem jedną z tych osób które jak widzą ciekawy opis+motyw fantastyczny+ dobrą cenę muszą to mieć. No a że miałam wielką fazę na wampiry to mam. W sumie na razie przeczytałam dwa tomy, wypożyczone z biblioteki, a reszta stoi i czeka.
   W sumie po opisie nie spodziewałam się ciężkiej lektury. Wiedziałam, że będzie to baaardzo lekka i niewymagająca  książka. I miałam rację- jest jedną z tych lektur które czyta się bardzo szybko.
Tak czepiając się opisu- podziwiam ludzi którzy go stworzyli. Nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam tak dużo tekstu na okładce.
   Moje pierwsze wrażenie- książka podobna jest do "Zmierzchu" i "50 twarzy Greya". Przez całą książkę nie mogłam pozbyć się tego wrażenia. Dlaczego? Już tłumaczę. Sookie umie czytać w myślach (jak Edward), poznaje Billa i od razu się zakochuje (jak Bella).  I jak umie czytać w myślach każdej osoby, tak w przypadku wampira nie potrafi (jak Edward u Belli). W sumie czytanie w myślach jest tu lepiej pokazane. Sookie słyszy myśli cały czas, czy tego chce czy nie, a nie jak Edward musi skupić się na danej osobie.
   A "50 twarzy Greya"? No cóż sceny seksu czasami były niezbyt przyjemne. I czasami miałam wrażenie że to jest cały sens książki. A zrobienie z brata Sookie, erotomana spotęgowało całe uczucie.

  Całe szczęście pod względem fabuły jest już zupełnie inna. Pojawił się wampir, to muszą być problemy, w które wciągnięta jest główna bohaterka. Oczywiście to ona musi ratować wszystkich, dzięki swojemu darowi. Oczywiście fabuła nie jest zrobiona na wielkie wyżyny, raczej skłaniam się ku najmniejszej linii oporu. 

  Bohaterowie są dobrze wykreowani, każdy z nich ma swoją osobowość i nie są zrobieni na jedno kopyto. Pierwszy raz mi się zdarzyło, że na przemian albo mnie irytowali albo ich uwielbiałam.   Dodaje im takiej normalności, bo zazwyczaj bohaterów się kocha albo się nienawidzi. Albo są dobrzy albo źli i nie ma nic pomiędzy. A w książce "Martwy aż do zmroku" bohaterowie są tak pomiędzy. Najbardziej kochaną osobą, którą najbardziej polubiłam to babcia. Ale to chyba nikogo nie dziwi, bo w większości książek babcie są kochane. Sama główna bohaterka- no cóż, ją nie raz chciałam kopnąć, za zachowanie takiej "typowej blondyneczki". Jest strasznie irytująca zarówno w książce i w odcinkach "Czysta Krew".
 Zaś Jason- nie chciałabym mieć takiego brata. Nie podobało mi się jego zachowanie, ale mam nadzieję że w kolejnych książkach się zmieni, i bardziej go polubię.

 "Martwy aż do zmroku" jest książką idealną kiedy nie chcemy czytać czegoś, co każe nam się skupiać. Nie jest bardzo wymagająca, co już pisałam, czyta się ją lekko. Język jest przystępny co jest na plus. Są momenty które irytują, ale pomimo wszystko książkę czyta się przyjemnie. Na pewno sięgnę po kolejne części, bo pomimo wszystkiego mi się podobała.


Ocena: 6/10 

niedziela, 1 października 2017

#15 LBA

  Żeby ciągle nie narzekać na książki, trzeba zabrać się za coś innego. Naprawdę nie chcę pisać negatywnych recenzji, ale co się za jakąś zabiorę to narzekam. Więc dziś pojawia się LBA. Za nominację dziękuje Ewie z bloga "To Read Or Not To Read". Ale nie przedłużając- zapraszam :) 

1. Dlaczego prowadzisz bloga?

Jednym z najważniejszych powodów jest to, że blog nie pozwala myśleć mi o złych rzeczach. Kiedy zaczynam przyłapywać się na tym, że dostaję dołka siadam i piszę. Muszę skupić się na tym co robię, co piszę i nie myślę o innych złych rzeczach. To samo jest jeśli chodzi o prowadzenie planów na to co pojawi się w kolejnym poście. Do tego fajnie jest dzielić się częścią swojego "terytorium" z innymi. Dzięki temu można poznać wiele osób, wiele opinii i to jest rewelacyjne.

2. Skąd czerpiesz pomysły?

Zacznę od tego, że od roku sprawa jest ułatwiona. Próbuję ogarnąć recenzję książek przeczytanych w 2016. Powoli widzę światełko w tunelu, ale wiem że to pociąg z filmami które też czekają na recenzję ;p Ale pomysły czerpię z wszystkiego co się da. Oglądam film, i już wiem o czym będzie jakaś notka. Widzę jakieś zdjęcie i już mam kolejny pomysł. Tak naprawdę pomysły są na wyciągnięcie ręki, wystarczy chcieć je zobaczyć.

3. Jaka jest Twoja ulubiona książka?

Na chwilę obecną jest to "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" oraz trylogia "Akademia Dobra i Zła". Ale zapytajcie mnie pod koniec roku, to już mi się to odwidzi. Swoją drogą jeśli nie czytaliście jeszcze mojej recenzji "Akademia Dobra i Zła", to chętnie was zapraszam ;)

4. Jakie jest Twoje największe marzenie? 

Hmyyy... Największe to chyba wyjazd na Sri Lankę, na Safarii i do Londynu. Zbieram się ileś lat i nie mogę. Ogólnie chciałabym zwiedzić cały świat, by na starość mieć co opowiadać.

5. Na co przeznaczyłabyś pieniądze, które wygrałabyś w totka?

Kupiłabym mieszkanie w Warszawie to na pewno. A resztę odłożyłabym na konto oszczędnościowe, żeby tam były w razie czegoś.

6. Jaki jest Twój ulubiony blog?

Są trzy, które chyba nikogo nie zaskoczą bo ciągle się z nimi powtarzam.
Pierwszy to Elizy znanej jako Fashionelka- link
Drugi to Kasi- link (swoją drogą siostro nie zapomniałaś o swoim "dziecku"? ;p)
Trzeci to Weroniki Załazińskiej- link

Uwielbiam te dziewczyny i mogłabym je czytać w kółko!

7. Co chcesz robić w przyszłości?

Póki co moje plany są niesprecyzowane. Niby jakiś zarys się pojawił, ale zaatakował je Miś znany jako "Nie-chce-misie." Ale chciałabym pracować jako fotograf albo bo  ZOO, bo to lubię. I mam nadzieję że kiedyś się uda ;) A i najważniejsze- bycie przewodnikiem wycieczek! Najcudowniejsze co może być.

8. Co jest Twoim ulubionym przedmiotem w szkole?

O ludzie, raczej co było. Przecież ja szkołę skończyłam lata świetlne temu. Ale szczerze, dopiero w technikum polubiłam język polski i historię, głównie dzięki nauczycielom. I gdyby nie oni, nigdy nie zajęłabym się pisaniem i byciem niedoszłym przewodnikiem.

9. Jaki jest Twój ulubiony film?

Obecnie mam bzika na punkcie "Van Helsinga", którego oglądam cały czas. Dosłownie! Choć "Legion Samobójców" też nie jest zły.

10. Twój ulubiony kolor?

Czarny/niebieski/różowy w zależności od humoru. Ale patrząc na nawet na szafę, te kolory dominują.

11. Co lub kogo kochasz? (oprócz mnie)

Kocham wszystkich którzy dają mi coś dobrego do jedzenia ;p I kupują książki, i dbają o mnie ;p

       

niedziela, 24 września 2017

"Talizman" Stephen King, Peter Straub

Tytuł: Talizman
Tytuł oryginału: The Talisman
Cykl: Jack Sawyer
Data wydania: 18 lutego 2010
Liczba stron: 752
Kategoria: horror

Opis:

Jack Sawyer, dwunastoletni syn chorej na raka autorki, wyjeżdża wraz z nią z Kalifornii do opustoszałego miasteczka letniskowego w New Hampshire. Jack nie chce dopuścić do świadomości choroby matki. Poznaje starego Murzyna, dozorcę  wesołego miasteczka, który ujawnia mu zdumiewającą prawdę. W równoległym do naszego świecie, zwanymi Terytoriami, Dwójniczka jego matki, Laura DeLoessian, również jest śmiertelnie chora. Tylko Jack może uratować obydwie kobiety- jeśli pójdzie na drugi koniec kontynentu, gdzie w groźnym, pełnym zła czarnym hotelu znajduje się Talizman o uzdrawiającej mocy. Jack rusza więc na heroiczną wyprawę przeskakując między dwoma światami, przeżywając niesamowite przygody, poznaje wrogów i przyjaciół. Przede wszystkim jednak dorasta i staje się godnym Talizmanu. Jego wyprawa ma jeszcze bardziej doniosłe znaczenie, niż sobie pierwotnie wyobrażał.

źródło opisu: Prószyński i S-ka, 2010
źródło okładki: http://www.proszynski.pl/Talizman-p-30309-.html


Moje wrażenia: 

     Książkę kupiłam w Lidlu, bo jadąc do cioci na kilka dni, nie miałam nic do czytania. A że King był, to go wzięłam.  I tak jak "Zielona Mila" czy "Przebudzenie" spodobało mi się od razu, tak "Talizman" niestety nie przypadł mi do gustu tak bardzo. "Wszystko jest względne"  jako że jest to zbiór opowiadań jest liczone pół na pół.  Spodziewałam się po niej czegoś znacznie lepszego, a niestety tak nie było.
  Książka jest strasznie rozwleczona, i prawdę mówiąc mogłaby być o połowę krótsza. Opisy które miały dodawać uroku, są niepotrzebne. Myślę że gdyby je skrócić, książka by na tym zyskała. Przez to miałam wrażenie że czytam jedno i  to samo. No cóż, nieraz było to takie lanie wody- nie ważne co ważne, żeby napisać. Jednak nie było tak źle, widać też pióro drugiego Pana. Podejrzewam że gdyby pisał to sam King, nie dałabym rady tego przeczytać, bo ma jednak specyficzny język. Jednak tu jest ten plus, że język jest ok, szybko się czyta, pomimo tego że jest nieraz nudne.

   Jeśli chodzi o bohaterów. Pomimo grubości książki, nie przewijało się ich zbyt dużo. Moją sympatię zaskarbiła sobie postać Wilka oraz Morgana Sloata.
     Główny bohater Jack- kurczę, nie pasuje mi to że ma 12 lat. Jak słowo honoru, przez całą książkę miałam wrażenie że jest o wiele starszy. Sama zmiana która w nim zaszła, ten moment dorastania, podejmowania decyzji, jak dla mnie było to za wcześnie. Za szybko. Nie, nie, nie. Do tego, no litości. Nikt nie zwraca uwagi na małego chłopca bez opieki? No i jaka matka puszcza syna samego gdziekolwiek? Wiem że jest chora ale to jednak do mnie nie przemawia. No cóż, niestety głównego bohatera nie polubiłam.
    I sam koniec. Chyba największe rozczarowanie ever. Jest Talizman. Potrafi leczyć, działać cuda i prawdopodobnie gotować (nie to ostatnie żartowałam). Przez ponad 700 stron, Jack po niego idzie. No w sumie można byłoby poświęcić mu parę stron, bo i tak w grubym tomie nie zrobi to różnicy. I prawda jest taka, że zamiast wielkiego "WOW" było tylko "Ok, spoko. Wait, gdzie reszta kartek??". Samemu Talizmanowi było poświęcone bardzo mało. W sumie niewiele człowiek się o nim dowiedział. Tak więc koniec to stanowczo nie.
   Sama książka nie jest horrorem, bardziej określiłabym go jako fantastykę połączoną z przygodówką i ewentualnie thrillerem. I pomimo wszystkiego, jestem pod wrażeniem świata wykreowanego przez autorów.
 Tak więc, jeśli chcecie zacząć swoją przygodę z Kingiem, nie sięgajcie po tą książkę. Prawdę mówiąc nawet ja, zraziłam się przez nią do jego książek na jakiś czas. A przypominam że fanką Kinga jestem już dłuższy czas.  Po drugą część "Czarny Dom" sięgnę, bo nie lubię niedokończonych serii. I mam nadzieję że będzie lepsza niż ta. I może człowiek dowie się więcej o Talizmanie.


Ocena: 4/10 

czwartek, 21 września 2017

"Matylda" Roald Dahl

Tytuł: Matylda
Tytuł oryginału: Matilda
Autor: Roald Dahl
Data wydania: 2002 (data przybliżona)
Liczba stron: 228
Kategoria: Literatura dziecięca


Opis:

To nie będzie kolejna nudna lektura. Kolejna fantastyczna książka autora "Charliego i fabryki czekolady" wprowadzi Cię w pełen przygód świat Matyldy, bohaterki filmu o tym samym tytule. Nie ma tu zwykłej szkoły- jest za to dyrektorka, która w wolnym czasie... rzuca uczniami na odległość. Nie ma troskliwych rodziców- tylko mama i tata zajęci oglądaniem telewizji. Ale jest za to prawdziwy geniusz, Matylda, która przeczytała wszystkie książki w bibliotece i wie, jak dać nauczkę niedobrym dorosłym!

Moje wrażenia:

     Są książki które dużo obiecują, ale z marnym skutkiem. Sięgając po "Matyldę" spodziewałam się rewelacji- w końcu opis zachęcał, film tak samo i koleżanka. Więc patrząc jak najmniej na okładkę, która jest paskudna, zaczęłam czytać. Książkę czyta się szybko, ale nie powiedziałabym że jest fajna. Jest jedną z tych książek które mnie rozczarowały. Nie wiem jakie wartości miałaby przedstawić dziecku, bo w końcu jest literaturą dziecięcą. Strach przed szkołą? Dyrektorami? Że tylko nieliczni są fajni? Że jeśli rodzic nie czyta książek, tylko ogląda filmy jest od razu niedobry?
    Jedyne co wyniosłam z tej książki (co w sumie jednak wiedziałam od dawna), to fakt że należy interesować się bardziej dzieckiem, tym co lubi, co robi. I poszerzać jego zainteresowania.
Jeśli chodzi o bohaterów, są strasznie przerysowani i nijacy. Z rodziców zrobiło się pozbawionych uczuć roboty, z dyrektorki psychopatkę, z nauczycielki pokorne cielątko i na dokładkę absolutnie genialne dziecko.  Z samą Matyldą mam tylko jedną wspólną cechę- obydwie lubimy czytać. Ale jak małe dziecko, bo nie oszukujmy się 6/7 lat to małe dziecko, może twierdzić że nienawidzi rodziców? No litości... Zrozumiem że może powiedzieć, że nie lubi (bo chyba każde dziecko tak ma przez jakiś czas), ale bez przesady. Do tego niemalże zerowy szacunek dla dorosłych.
     Nie powiem, książkę czyta się szybko. Język jest łatwy, bo w końcu literatura dla dzieci. Ale o samej książce niemalże zapomniałam od razu. Gdyby nie film, nie pamiętałabym o czym jest, nie licząc tego że jest bez sensu.

    Książka nie przemówiła do mnie. Nie potrafię znaleźć w niej żadnej wartości. Nie, po prostu nie. Jest płytka, małostkowa. Nie wzbudziła we mnie ani trochę pozytywnych emocji. Film jest zdecydowanie lepszy, bohaterowie lepiej zrobieni i nie są nijacy. Gdybym miała dziecko, na pewno nie dałabym tej książki do przeczytania. Jest o wiele więcej ciekawszych książek.

Ocena: 1/10

niedziela, 10 września 2017

"Dziennik" Anne Frank

Tytuł: Dziennik
Tytuł oryginału: Het Achterhuis
Autor: Anne Frank
Data wydania: 2000 (data przybliżona)
Liczba stron: 316
Kategoria: biografia/autobiografia/pamiętnik

Opis:

II wojna światowa. Zwykłe mieszkanie w centrum Amsterdamu nagle staje się schronieniem, więzieniem i całym światem dla żydowskiej nastolatki Anne, jej rodziny i znajomych. Przez ponad dwa lata, w ciągłym strachu przed wykryciem, próbują oni normalnie żyć, łagodzić codzienne konflikty, doceniać małe radości. Największą tajemnicą Anne jest zmyślona przyjaciółka Kitty, której opowiada o wszystkim, co dzieje się w kryjówce: przerażeniu, plotkach, kłótniach, pierwszej miłości. Sekretne listy do Kitty układają się w przejmujący dziennik dziecka, obdarzonego niezwykłym zmysłem obserwacji i dojrzałością.
Ostatni zapisek powstał 1 sierpnia 1944 roku- na trzy dni przed aresztowaniem i wywiezieniem do obozu koncentracyjnego wszystkich mieszkańców kryjówki.


Moje wrażenia:

     Literatura wojenna jest jedną z tych które najbardziej zapadają w pamięć. W szczególności jeśli chodzi o dzienniki, pamiętniki czy napisane w innej formie wspomnienia jak np. "Medaliony" Zofii Nałkowskiej.  Niedawno, bo 1 września była rocznica wybuchu II Wojny Światowej, która rozpoczęła się zaledwie 77 lat temu. Wydaje się że to wieki temu, ale prawda jest taka że żyją osoby które to przeżyły. I chodzą gdzieś po Polsce, świecie. I jeszcze mogą pokazać jak wtedy było. Lecz gdy nie ma możliwości spotkania takiej osoby, trzeba radzić sobie inaczej.

  Samą literaturą zainteresowałam się dopiero w 4 klasie technikum, w momencie omawiania II Wojny Światowej. Do tej pory pamiętam wrażenia z książki "I boje się snów" Wandy Połtawskiej czy wymienionych wcześniej "Medalionów" Zofii Nałkowskiej. Wzbudziły we mnie chęć dowiedzenia się czegoś więcej, o tamtych czasach. I tak trafiłam na "Dziennik" Anne Frank.

 O książce słyszałam już wcześniej- że jest największym świadectwem Holocaustu. I no cóż... Holocaust jest bardziej tłem. Przez cały okres pisania pamiętnika, wojna nie dotyka bezpośrednio Anne i jej rodziny. Pojawia się dopiero w  momencie aresztowania rodziny Franków, czyli 3 dni po ostatnim wpisie. Jednak to właśnie przez nią rodzina musi ukrywać się przez dwa lata. Całe dwa lata, gdzie ciągle pojawia się myśl, że jutrzejszy dzień może być ostatnim. I każdy z domowników ma tego pełną świadomość, lecz pomimo tego każdy stara się żyć normalnie. Tak, jakby wojny nie było, jak gdyby nie musieli się ukrywać.
  "Dziennik" pokazuje nam życie w ukryciu, dzień po dniu. Dwuletnie przebywanie w towarzystwie tych samych osób, codzienny widok ich twarzy. Brak miejsca gdzie można pobyć samemu i strach że ktoś może odnaleźć kryjówkę. Anne w prosty sposób pokazuje nam, jak wygląda dzień ukrywającego się człowieka. Z szczerością dziecka, opowiada swojej wymyślonej przyjaciółce Kitty o codziennych utarczkach i planach na przyszłość.

 Same plany na przyszłość... Czym są w czasie wojny? Pomimo niepewnego jutra, Anne optymistycznie patrzy w przyszłość, planując co zrobi. Myślę że gdyby przeżyła, byłaby w stanie dużo zdziałać. Samą Annę tolerowałabym, choć przyznam że byłaby dla mnie zbyt głośna. I było jej stanowczo zbyt dużo wszędzie.

 Nie jestem rozczarowana książką. Po prostu spodziewałam się czegoś innego. Ale jest to jedna  z tych książek, którą powinno się przeczytać. I żałuje że nie ma jej w kanonie lektur. Dlaczego? Bo dzięki niej, można docenić to, że nie trzeba się ukrywać. Nie musimy drżeć ze strachu, że ktoś nas odnajdzie, że nie przeżyjemy. "Dziennik" potrafi pokazać naprawdę dużo, choć gdy czytałam go pierwszy raz, nie podobał mi się ani trochę. Dopiero z czasem, i drugą próbą doceniłam go.


czwartek, 3 sierpnia 2017

#14 Lba

    Wielkimi krokami przyszedł urlop, i na chwilę obecną piszę do was z Szczecina. Przyjechałam tu wczoraj pociągiem wraz z Kasią z bloga "To moim zdaniem". Przyznam że pociąg mnie zaskoczył bo przyjechał na stacje chyba bez opóźnienia, co jest dość dziwne, biorąc pod uwagę że PKP zawsze się spóźnia. Dodatkowo po 2 latach znajomości internetowej, przyszedł czas spotkać się osobiście. Tak, 1 sierpnia spotkałam Kasię pierwszy raz osobiście. Zobaczyć się po takim czasie, było naprawdę genialnym uczuciem. Ale nie o tym dziś, bo dziś nadrabiamy zaległości z notkami. Jak zwykle opóźniona, zapraszam na już 14 LBA.  Za nominację dziękuje Karolinie z bloga "Mój powód by oddychać".

1. Większą uwagę poświęcasz na instagrama czy bloga?

Jakiś czas temu powiedziałabym że po równo. Ale teraz więcej czasu spędzam na blogu, i choć nie widać efektów to się staram ;p Kilka postów już mam napisanych i pozostaje tylko je opublikować (zanim 50 raz stwierdzę, że tekst jest bez sensu i znów go zmienię)

2. Od jakiego czasu jesteś w blogosferze?

Ponad dwa lata, choć nie mam zielonego pojęcia kiedy to zleciało. Serio wydaje mi się, że dopiero co publikowałam pierwszy post. A co najlepsze, do tej pory zastanawiam się, jak żyłam bez pisania.

3. Jak zaczęła się Twoja historia z blogiem?

   Zacznę od tego, że ten blog nie jest moim pierwszym blogiem. W wieku może 14/15 lat miałam inny, ale prawdę mówiąc był beznadziejny. Nie wiedziałam za co się w nim zabrać, jak ma wyglądać i w efekcie umarł śmiercią naturalną. Dłuuugo nie ciągnęło mnie do pisania, a jak ciągnęło to tylko chwilowo. W końcu, jakoś w połowie 2014 roku chciałam założyć bloga. Chciałam zacząć pisać, wiedziałam mniej więcej o czym, tylko brakowało mi odwagi. I nadszedł styczeń 2015 roku. W Polsce miał wystąpić Sabaton, i wiedziałam że komuś to będę chciała to opisać. Bloga założyłam w momencie kiedy miałam jechać na spotkanie z nimi (tu macie relację gdyby ktoś nie czytał, wystarczy kliknąć). Wiedziałam że jeśli tego teraz nie zrobię, to już nie założę. Bo jaki jest sens czytać o koncercie (relację z koncertu macie tutaj, nie wahajcie się kliknąć, warto) pół roku po nim?
   Tak więc, zaczęło się od Sabatonu i za to im dziękuje, bo gdyby nie koncert, nie zaczęłabym pisać. No i nie poznałabym Kasi ;)


4. W jakim wieku zaczęła się Twoja przygoda z książkami?

Książki towarzyszyły mi odkąd pamiętam. Fakt, jak byłam mała, to bardziej oglądałam obrazki bo nie umiałam czytać. W pierwszej klasie (jak pamięć mnie nie myli) dostałam książeczkę z jakąś legendą krakowską i sama ją przeczytałam. I chyba od tego momentu zaczęła się oficjalnie moja przygoda z czytaniem, bo byłam dumna że sama przeczytałam książkę bez żadnej pomocy ;)


5. Jeśli miałbyś/miałabyś magiczną moc, co by to było?

   Szczerze? Chciałabym żeby moją magiczną mocą było wieczne szczęście. Dlaczego? Bo dzięki temu cokolwiek by się nie stało,  i tak bym wyszła obronną ręką. Stwierdzam że chcę jechać w góry już teraz,  i znajduje pokój+ tani przejazd, choć każdy mówił że nie ma szans. Idę do sklepu i okazuje się że jestem 100000 klientem i mam zakupy gratis. Puszczam totolotka i wygrywam 5 milionów ;p
   Albo przewidywanie przyszłości też jest genialne.

6. Bohatera jakiej książki chciałabyś/chciałbyś ożywić?

Remus Lupin z "Harry Potter i Więzień Azkabanu"- uwielbiam i kocham tą postać odkąd pierwszy raz się z nią zetknęłam. KOCHAM <3

7. Książka, o której nigdy nie zapomnisz?

Zdecydowanie "Zbaw nas od złego" Ralpha Sarchiego- jest to książka która pomimo wszystkiego dalej siedzi mi gdzieś w głowie.

8. Dokończ zdanie: "Gdyby nie książki,..."

"..., prawdopodobnie siedziałabym oglądając "Trudne Sprawy" albo jakieś inne głupsze filmy."

9. Dokończ zdanie: "Najbardziej w książkach nie lubię.."

Hmmyyyy..... Nie lubię jeśli są tzw. "otwarte zakończenia", czyli gdzie czytelnik może sam dopowiedzieć sobie końcówkę. NIE ZNOSZĘ TEGO! Ja muszę mieć to z góry napisane, bo inaczej przez kilka dni zamiast zająć się czymś pożytecznym, medytuję nad tym co mogło dalej się stać.
 
10. Wolisz książki jednotomowe czy serie? Grube czy cienkie?

Jak jest wiosna/lato wolę książki jednotomowe (bo nie ma mnie za często w domu), za to jak jest jesień/zima wolę serie (bo siedzę więcej  w domu). I zazwyczaj nie ma dla mnie różnicy czy książka jest cienka czy gruba- przeczytam wszystko.



piątek, 21 lipca 2017

"Dracula Nieumarły" Dacre Stoker, Ian Holt

Tytuł: Dracula: Nieumarły
Tytuł oryginału: Dracula. The Un-dead
Autor: Dacre Stoker, Ian Holt
Data wydania: 2009 (data przybliżona)
Liczba stron: 376
Kategoria: horror


Opis: 

Rok 1912. Londynem wstrząsa seria makabrycznych zbrodni. Nieliczni świadkowie wspominają o czarnym powozie bez wożnicy i mgle, która niczym całun spowija miejsce zbrodni. Oto miasto stało się areną, na której zmagają się dwie najpotężniejsze, znane historii istoty-  śmiertelnie niebezpieczna i olśniewająco piękna hrabina Elżbieta Batory oraz jej największy wróg, Dracula. Drogi uczestników walecznej wyprawy, którzy już raz stawili czoła najgroźniejszemu z wampirów przetną się raz jeszcze. Do walki staną Jonathan Harker, jego piękna żona Mina, ich zbuntowany syn Quincey, doktor Seward, lord Holmwood oraz sprytny profesor Abraham Van Helsing. Dawni sojusznicy będą musieli wybierać między lojalnością a dumą. Pomiędzy śmiercią a mrocznym życiem istoty potępionej. Jednak zanim dawna więź się odrodzi, bestia odbierze życie dwóm bohaterom. Kto naprawdę stoi za krwawą zemstą, a kto jest zaledwie pionkiem w rozgrywce między potężnymi wampirami? Tymczasem londyńska policja podejrzewa, że do miasta powrócił Kuba Rozpruwacz. Sprawa trafia na pierwsze strony gazet, a w niewyjaśnionych okolicznościach giną kolejne prostytutki. Tylko Mina domyśla się okrutnej prawdy. Musi działać zanim bestia dotrze do jej syna. Zanim długo skrywany sekret wyjdzie na jaw. Zanim dowie się Dracula. Pierwsza oficjalna kontynuacja kultowej powieści Brama Stokera "Dracula". Drace Stoker, krewny słynnego pisarza, oraz Ian Holt, doświadczony autor i scenarzysta, sięgneli do niepublikowanych wcześniej notatek twórcy, by z rozproszonych zapisków odtworzyć dalsze losy rumuńskiego księcia. W ten sposób do rąk czytelnika trafia niezwykła opowieść o walce, miłości i przetrwaniu. Mroczny Dracula powraca- wciąż tak samo pociągający i poruszający- dręczony wyborem między miłością do kobiety, a naturą, która zmusza go do okrucieństwa. Jednak zanim odzyska miłość ukochanej, przyjdzie mu stanąć do walki z groźnym przeciwnikiem- krwawą hrabiną Elżbietą Batory, której mordercze dokonania zapewniły stałe miejsce na kartach historii. Piękna, demoniczna i bezwzględna zrobi wszystko, by zniszczyć swego wroga i to, co jest dla niego najcenniejsze. Z tą książką powraca Dracula. Jedyny. Prawdziwy. Wampir.


Moje wrażenia:   

   Jakiś czas temu recenzowałam książkę Brama Stokera "Dracula"  - teraz nadszedł czas na jej kontynuację. Po książkę sięgnęłam z wielkim entuzjazmem, który oklapł szybciej niż zakalec w piekarniku. Serio, nie raz nie dwa, łypałam na okładkę podejrzliwym okiem, czy oby na pewno czytam "oficjalną" kontynuację. No cóż, miałam wrażenie że czytam fan-fiction. I wtedy potrafiłabym wybaczyć, to co przeczytałam. Ale że to fan-fiction nie jest, to nie wybaczę.
  Zacznę od tego co łączy "Draculę" Stokera z tą książką. Otóż uwaga cecha łącząca to imiona bohaterów.  Jeśli liczycie na więcej wspólnych cech, to was rozczaruje- tak nie jest. Bohaterowie w niczym nie przypominają dawnych osób. I tak jak każdy z nas zmienia się na przestrzeni lat, tak tu jest to przesadzone. Autorów poniosła zbytnio ułańska fantazja.
        Nagle okazuje się że każdy bohater jest zły, a Dracula jest jakże cudownym, kochającym Minę bohaterem. Zresztą okazuje się że Mina też kocha wampira, ba, nawet miała z nim romans.
Na początku myślałam że czytałam złą książkę, bo za żadne skarby świata nie mogłam przypomnieć sobie, gdzie do diabła oni mieli romans. I gdzie Mina kochała Dracule? Przecież przez całą książkę, odnosiłam wrażenie że jest ona pierwszą osobą, która wbiłaby mu kołek w serce. Chyba że autorzy mają spaczoną wizję romansu- wbicie kołka= wyznanie miłości. Zapytałam się nawet w grupie, bo może dziwnym trafem coś ominęłam, po czym okazało się że wcale nie czytałam złej książki. I nie miałam wybrakowanego egzemplarza.
    Naprawdę, bohaterowie tak działali mi na nerwy, jak tylko działać mogli. Nie, nie, nie... Nie toleruje tak wielkich zmian. Jedynie Arthur Holmwood w pewnym stopniu przypominał siebie. A reszta, no cóż. Oprócz imion mam wrażenie że są to zupełnie inne osoby.
Na wzmiankę zasługuje Elżbieta Batory, która wypadła tu naprawdę fajnie. I myślę że gdyby autorzy pokusiliby się, na książkę o niej, wyszliby o wiele lepiej. Bo sama postać jest naprawdę intrygująca- w końcu zabicie 600 osób, nie jest czymś co przejdzie płazem. W przypadku książki "Dracula: Nieumarły" mam wrażenie że to ona jest większym wampirem niż Dracula, który tu zachowywał się bardziej jak człowiek.
    Ale koniec o bohaterach, bo choć mogłabym na nich psioczyć jeszcze przez całą recenzję, to jednak trzeba przejść dalej.

     Od pierwszych stron książki, wiadomo że została napisana przez inne osoby. Różni się językiem i stylem. Nie powiem, czytało się ją o wiele lepiej niż "Draculę" Stokera. Jest bardziej przystępna, język też bardziej współczesny. Sama akcja też trzyma ciągle w napięciu, ani trochę nie zwalnia tempa, co jest na plus. Nie można się tu nudzić, bo nawet nie ma kiedy. "Dracula: Nieumarły" to według mnie nie horror, a raczej połączenie thrillera/akcji/romansu. Jedyne momentu horroru, to te w których latają flaki, bo jednak trochę latają.
   Tak więc pod tym względem jestem zaskoczona na plus. Dodatkowy plus należy się za to, że pokazali zmianę Miny po ugryzieniu przez Draculę. Ten fakt, że starzała się nieco wolniej niż normalny człowiek.

Tak naprawdę książka ma zmarnowany potencjał. Podejrzewam że moja ocena byłaby o wiele wyższa, gdybym nie czytała pierwszej części. Jest między nimi naprawdę wielka przepaść, której nie można zasypać. Więc jeśli czytaliście pierwszą nie patrzcie nawet na tą nie warto. Niepotrzebnie popsujecie sobie krew.  I nie jest tak, że nie doceniam tego że chcieli to napisać. Fajnie, niech piszą. Ale błagam, starajcie się trzymać poprzedniczek, wprowadzając niewielkie zmiany, ale nie zmieniajcie całkowicie wszystkiego.
     


Ocena: 2/10
   

piątek, 14 lipca 2017

#13 LBA

Za nominację dziękuje Sunny z bloga Sunny Snowflake. Jest to już 13 nominacja LBA.


1. Jaki kolor odwzorowuje Twój charakter i dlaczego?

O matko nie wiem. Nie ma chyba takiego jednego. Ale na szybko zrobionym quizie wychodzi mi czarny (żeby nie było zrobiłam kilka, i za każdym razem wychodziło mi to samo). Według tego quizu: klik czarny oznacza:

"Można by uznać cię za ponuraka i samotnika, jednak nie do końca tak jest. Lubisz siebie takim, jaki jesteś i możesz stanowić przykład dla innych. Nie śmiejesz się z byle czego, ale uśmiech i tak pojawia się na twoich ustach."

No i w sumie tak jest.

2. Jak ustawiasz książki na półce? Kolorem? Autorem? Gatunkiem?

    Zazwyczaj układam seriami + dodatki. Czyli np. "Władca Pierścieni"+ wszystkie dzieła Tolkiena + wszystkie około Tolkienowe książki. W momencie kiedy kończą się serie układam autorami i w miarę gatunkowo. Za jakiś czas pojawi się bookshelf tour (no dobra za pół roku ;p) więc pokaże jak to wygląda w praktyce. Bo wiem że teoria to jedno, a praktyka to drugie. A moje tłumaczenie jak to wygląda to 3 xD

3. Co uważasz o polskim booktubie? Oglądasz?

    Przyznam szczerze, że naprawdę rzadko go oglądam. Najczęściej oglądam filmiki z jakiś wydarzeń typu Targi Książki, albo gdy ktoś pokazuje swoją biblioteczkę. Swoją drogą, wiecie jaki jest najlepsze uczucie? Gdy na 5 sekund znajdujecie się w filmiku z Targów Książki w Warszawie ;p
Rzadko oglądam, bo nie zawsze znajduje czas. A i też ciężko znaleźć kogoś kto by mnie zainteresował. Więc jeśli macie jakiś ciekawych booktuberów, to dajcie link do kanałów.

4. Jaka jest Twoja ulubiona ekranizacja książki i dlaczego?

Ulubiona to "Władca Pierścieni". Wiadomo nie wszystko jest tak jak w książce. Ale to co jest, w większości zgadza się  z moim wyobrażeniem.

5. Sięgasz po wszystkie gatunki książek czy masz wybrane, ulubione? Jesteś uprzedzona do jakiś gatunków?

Kiedyś czytałam tylko fantastykę i nic więcej. Najbardziej byłam uprzedzona do czytania romansideł, ale teraz tak naprawdę czytam prawie wszystko.

6. Który moment tworzenia recenzji jest Twoim ulubionym? Robienie zdjęć, pisanie opinii, czy może coś innego?

Postawienie ostatniej kropki przy recenzji, i kliknięcie "opublikuj". A tak na serio- moment pisania opinii. Choć często mam tak, że wydaje mi się że napisałam albo za mało, albo za dużo. I w efekcie siedzę nad recenzją drugie tyle.


7. Jaki masz stosunek do książek bardzo popularnych? Ciekawią Cię czy może irytujesz się zalewem recenzji jednej książki?

Ciekawią mnie na początku, bo potem zaczyna mnie wkurzać. Bo serio, 503836262 recenzji na raz to stanowczo za dużo.

8. Czytasz/czytałaś/czytałeś lektury książek? Lubisz je, czy przeszkadza Ci narzucanie tego, co masz czytać?

Do rozpoczęcia technikum lubiłam czytać lektury. Później już mi się nie chciało, i czytałam streszczenia. Co nie zmienia rzeczy, że większość lektur mi się podobało.

9. Brałaś kiedyś udział w jakieś imprezie książkowej np. targach? Jeśli tak, to co o takich imprezach myślisz?

Brałam udział w Targach w Krakowie i Warszawie. I jest to najbardziej rewelacyjna rzecz jaka może być. Mnóstwo emocji, dużo poznanych ludzi i genialna atmosfera.

10. Znalazłaś kiedyś książkę np. na ławce w parku czy pociagu? Czy podoba Ci się akcja zostawiania tak książek w miejscu publicznym?

Nigdy nie zdarzyła mi się taka sytuacja. Ale myślę że jest to fajna akcja, choć ja bym się tak nie mogła rozstać z książką. Chyba że odłożyłabym ją na bok i zapomniałabym o niej. Co jest raczej niemożliwe ;p

11. Jaki kolor dominuje w Twojej biblioteczce?

Przeważają albo ciemne albo jasne. Trochę mniej mam kolorowych. Ale w większości jest ich po równo.

wtorek, 11 lipca 2017

Tea Book TAG + konkurs

       Za nominację do tego TAG-u dziękuje Wioli z bloga Time of Book. Ale zanim zacznę odpowiadać na pytania, chciałabym zaprosić na konkurs na tego bloga: klik. Jest naprawdę fajny i myślę że warto wziąć w nim udział.


Czarna herbata, czyli mój ulubiony klasyk.

 Prawda jest taka że czytam naprawdę mało klasyki. I muszę mieć odpowiedni humor do niej (co zdarza się naprawdę rzadko ;p) Jednak z tego co przeczytałam i mi się podoba, jest na pewno "W pustyni i w puszczy" Henryka Sienkiewicza.  Odkąd przeczytałam ją w podstawówce, dalej mi się podoba.

Zielona herbata, czyli książka tak nudna, że przy jej czytaniu zasnęłam.

Definitywnie "Talizman" Stephena Kinga- może nie zasnęłam, ale mało brakowało. Strasznie się przy niej wymęczyłam. Później nie wiem ile, unikałam jego książek.


Czerwona herbata pu-ehr, czyli książka, w której bohaterowie ciągle się przemieszczają.

Tu mi pasuje albo "Przygody Sinbada Żeglarza" Bolesława Leśmiana albo "Nie kończąca się historia" Michaela Ende. I jedna i druga jest naprawdę genialna. Są moimi ulubionymi książkami z dzieciństwa, choć nie tak ulubionymi jak "Baśnie z wyspy Lanka"

Herbata oolong, czyli książka, której poświęca się zbyt mało uwagi.

Trylogia "Atramentowy Świat" Cornelii Funke. Książki nie należą do najcieńszych, ale czyta się je bardzo szybko. Świat wykreowany w książkach, jest naprawdę cudowny.

Biała herbata, czyli książka niezasłużenie popularna. 

Zacznę od tego że każdy ma swoje gusta i guściki. I z wszystkich książek nie rozumiem fenomenu trylogii "Niezgodna". Dobrze się ją czyta, ale nie jest jakoś szczególnie rewelacyjna.( jeśli ktoś nie czytał recenzji to zapraszam: Niezgodna, Zbuntowana, Wierna)

Herbata yerba-mate, czyli książka przy której trzeba przebrnąć przez pierwsze rozdziały, aby akcja się rozwinęła. 

"Mężczyźni którzy nienawidzą kobiet" Stieg Larrson. Ileś razy odkładałam tą książkę na bok, bo nie mogłam przetrwać pierwszych rozdziałów. Potem nie mogłam znów się oderwać, bo okazało się że jest całkiem fajna.

Herbata ziołowa, czyli książka, którą czytano mi na dobranoc, gdy byłam mała.

Przyznam szczerze, że nie pamiętam tego, że ktoś czytał książki na dobranoc. Raczej czytałam je sobie sama, albo słuchałam ich na kasecie. Ale ulubioną książką którą sama sobie czytałam, to "Baśnie z wyspy Lanka"

Herbata owocowa, czyli moja ulubiona lekka książka.

Jak nie cierpię książek romantycznych tak "Niebo jest wszędzie" Jandy Nelson jest moją ukochaną  książką. Nie wiem ile razy ją przeczytałam, ale widać po niej że jest często otwierana ;)

Iced tea, czyli książka, która zmroziła mi krew w żyłach.

"Zbaw nas od złego" Ralpha Sarchiego jest książką która naprawdę mnie przeraziła. Wiedziałam że nie będzie to luźna książka, ale nie spodziewałam się czegoś takiego. I jak najbardziej ją polecam ;) Jeśli jesteście ciekawi recenzji to zapraszam tu: klik

I jeszcze raz przypominam o konkursie, o którym pisałam na górze. Może kogoś zainteresuje ;)

"Merlin i wojna smoków"

Tytuł: Merlin i wojna smoków
Tytuł oryginału: Merlin and the Wart of the Dragons
Reżyseria: Mark Atkins
Scenariusz: Jon Macy
Gatunek: Fantasy
Produkcja: USA

Opis: 

Stary czarodziej bierze sobie na nauki dwóch uczniów. Po kilkunastu latach nauki jeden z nich Vendiger, buntuje się przeciw swojemu mistrzowi i zaczyna parać się czarną magią. Pragnąc władzy przeistacza kilku wieśniaków w posłuszne mu smoki. Do walki z nim wyrusza drugi uczeń Magea, Merlin

Moje wrażenia:

   Mamy smoka, mamy Merlina, mamy czasy króla Artura. Czego chcieć więcej? W przypadku tego filmu, zdecydowanie wszystkiego.   W trakcie oglądania okazało się być inaczej, i gdyby nie wyzwanie, przestałabym oglądać ten film jak najszybciej. I film jest zdecydowanie na "nie"- nie polecam, nie oglądajcie, chyba że chcecie zmarnować sobie 1,5h życia. Pomysł na film był naprawdę fajny. Ale tak zmarnowany, że szkoda słów.
Nie każdy film musi zawierać mega znanych aktorów. Fajne jest to że daje się szansę, komuś kto jest nieznany. Jednak litości... Aktorzy w "Trudnych Sprawach" mają więcej energii życiowej i potrafią przekonać do siebie ludzi. A Artur ganiający po polu bitewnym, z garnkiem na głowie na zawsze wyrył mi się w koszmarach nocnych. Nie wiem, może żona mu wtłukła tym garnkiem, za to że powiedział że zupa jest za słona? Możliwe że tak było. A stwierdził że hełm mu w takim razie nie potrzebny, gar też jest dobry.
     Ale największym dziadostwem są smoki. Matko jedyna, jak ja je zobaczyłam nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać. Są tak prawdziwe, jak moja radość do codziennego wstawania. Mam dziwne przeczucie że były robione w Paincie. W trakcie konkursu. W podstawówce.
   Film tak naprawdę nie ma żadnych plusów. Nie było nic co by mnie zaciekawiło, działało to raczej w drugą stronę. No może aktorki można dać na plus, bo w sumie były ładne.
Podejrzewam że gdyby dać im jeszcze parę milionów, z filmu wyciągałoby się o wiele lepiej. Byłby zdecydowanie lepszy, bo miał plan. Gorzej wyszło z realizacją.
Fabuła była fajna, bo w sumie nie kojarzę żadnego filmu związanego z Arturem i smokami. Nie liczę tu oczywiście serialu "Przygody Merlina", gdzie za każdym razem pojawiało się coś fantastycznego. I mam nadzieję że reżyser następnym razem zadba o lepsze efekty specjalne, i bardziej się postara.      Bo to co zrobił teraz woła o pomstę do nieba. Choćbym chciała, nie wyciągnę więcej z tego filmu. Nie chcę pogrążać go jeszcze bardziej. Więc jeśli zastanawiacie się co oglądać, mówię od razu- na pewno nie ten film. Nie polecam.


Ocena: 1/10

niedziela, 9 lipca 2017

"Dziewczyny się odchudzają" Jacqueline Wilson

Tytuł: Dziewczyny się odchudzają
Tytuł oryginału: Girls under Pressure
Cykl: Dziewczyny
Autor: Jacqueline Wilson
Data wydania: 2002 (data przybliżona)
Liczba stron: 183
Kategoria: literatura młodzieżowa

Opis:

Ellie, Magda i Nadine to nierozłączne przyjaciółki, ale różnią się skrajnie stylem, wyglądem i zainteresowaniami. Ellie pasjonuje się sztuką. Nadine horrorami, a Magda chłopakami. Łączy je jedno: obsesja na punkcie wyglądu. Nadine, smukła, oryginalna i zjawiskowa, ma szansę zostać modelką w młodzieżowym piśmie "Spicy", choć nie wszystko przebiega tak, jak by sobie tego życzyła... Magdę, wystrzałową, seksowną blondynkę fascynują starsi chłopcy ale do czasu... Patrząc na swoje przyjaciółki, Ellie uzmysławia sobie, że jej życie stanie się nie do zniesienia, jeśli nie schudnie przynajmniej kilkanaście kilogramów...

Ilustrował: Nick Sharratt.


Moje wrażenia:

      O tym że Jacqueline Wilson, jest jedną z moich ulubionych autorek, wspominałam już przy recenzji "Waty Cukrowej" (link do recenzji). Więc nie będę się powtarzać. Sama tematyka jest mi bliska, bo swego czasu też miałam etap "jestem za gruba i muszę schudnąć" (bo waga 47kg przy wzroście 154 jest zła, dopiero około 39kg jest ok). Tyle dobrze że zanim zaszło to za daleko, zostało mi to wybite z głowy. I teraz trzymam się jednej wagi. Więc naprawdę uważajcie co mówicie nastolatkom, bo może się to źle skończyć.
    Wracając do książki- pierwszy raz okładka nie podobała mi się ani trochę. I jak nie czepiałam się ilustracji Nick'a Sharratta, tak teraz pierwszy się czepiam. Jest totalnie okropna, brzydka i nie zachęcająca do przeczytania. No ale jednak się udało i przeczytałam.
   Książka jest na tyle cienka, że zdążyłam przeczytać ją w przeciągu godziny. Jednak prawda jest taka, że spodziewałam się po niej czegoś innego. Myślałam że będzie o wiele lepsza, a tymczasem jest najsłabszą książką autorstwa pani Wilson.
    Akcja książki sama nie wie czy ma się rozkręcać, czy stać w miejscu, albo może zawracać w efekcie czego wyszły pijane parabole. I jak w sumie idzie do przodu, to jednak mam wrażenie że jest ciągle to samo.  Język autorki przystosowany jest dla młodszych czytelników/młodzieży więc tu akurat problemu z czytaniem nie ma. Czyta się lekko, przyjemnie i szybko.

    Jeśli chodzi o bohaterów, to z żadnym się nie związałam. Całą książkę bohaterki były takie nijakie. Przewijały się przez kolejne strony, ale żadna z nich nie była porywająca. Po prostu były, i nic więcej. Najbardziej denerwującą postacią był tata Ellie- nie pamiętam kiedy ostatni raz któryś bohater działał mi na nerwy. Nie raz miałam ochotę wejść między strony i go kopnąć. Jest idealnym przykładem  rodzica który nie wie co się dzieje z jego  dzieckiem. Pomimo że mają dobry kontakt. Jakbym go spotkała to powiedziałabym tylko: "Panie, idź Pan stąd."
   Ale koniec denerwowania się, bo nie chcę żeby mi żyłka pękła. Podsumowując: książka nie należy do najlepszych. Jeśli chcecie zapoznać się z twórczością Jacqueline Wilson, nie zaczynajcie od tej książki. Mi osobiście się nie podobała, ale wiadomo są gusta i guściki.  I choć sama tematyka jest interesująca, to jednak to nie jest to. Z książką niestety się nie polubiłam.
Komuś może się przydać, bo może zauważy, że ktoś w otoczeniu cierpi na anoreksję/ bulimię. Są to naprawdę okropne choroby, do których jest potrzebne naprawdę duże wsparcie, zanim będzie za późno.

Ocena: 3/10

sobota, 8 lipca 2017

Półroczne podsumowanie czytelnicze i filmowe 2017

  Jest już 8 lipca, a ja dalej nie mogę uwierzyć, że połowa roku 2017 już minęła. Mam takie dziwne uczucie, jakbym weszła do jakieś dziwnej czasoprzestrzeni- wchodzisz jest 1 stycznia, wychodzisz po 3 sekundach i jest początek lipca. Bądź tu mądry jakim cudem to się stało.
  Przez pierwsze 3 miesiące, blog przechodził dość wielki wysyp notek- po 10,11. Jak na mnie jest to naprawdę wielka ilość, sama bym się po sobie tego nie spodziewała. Chciałabym żeby takie pisanie wróciło, bo nadrobiłabym zaległe recenzje z tamtego roku (nie wygrzebię się z nimi przez najbliższe 10 lat ;p)
    Jeśli chodzi o same podsumowania, stwierdziłam że nie ma sensu robić ich co miesiąc. Czemu? Bo podsumowanie z dosłownie 2 książkami i 1 filmem jest totalnie bez sensu. W marcu chcąc się zmotywować zrobiłam listę książek które chce przeczytać do wakacji. Niestety nie udało mi się jej w pełni zrealizować, bo jestem leniwcem i wolałam zająć się czymś innym a nie tylko czytaniem.
Ale i tak jestem zadowolona z tego co przeczytałam. A co udało mi się przeczytać? Całe 15 książek, większość zalegających już dłuuugo na mojej półce. Od razu uprzedzam, na zdjęciu brakuje kilku książek, ale to tylko dlatego, że były wypożyczone z biblioteki.



1. "Kapitan. Na służbie"   Stephan Talty, Richard Phillips <recenzja>
2. "Baśniobór" Brandon Mull <recenzja>
3.  "Dziewczyna w czerwonej pelerynie" Blakley- Cartwright/ Johnson
4. "Harry Potter i przeklęte dziecko" J.K. Rowling, John Tiffany & Jack Thorne
5. "Baśniobór 2. Gwiazda wieczorna wschodzi" Brandon Mull <recenzja>
6. "Akademia Dobra i Zła: Świat bez książąt" Soman Chainani <recenzja>
7. "Akademia Dobra i zła: Długo i Szczęśliwie" Soman Chainani
8. "Assasin's Creed: Bractwo" Olivier Bowden
9. "Osobliwy dom Pani Peregrine" Ransom Riggs <recenzja>
10. "Vlad Dracula" Dariusz Domagalski
11. "Ostatnia piosenka" Nicholas Sparks
12. "Assasin's Creed: Renesans" Olivier Bowden
13. "Przewodnik po świecie Narnii" Andrea Monda, Paolo Gulisano
14. "Miley Cyrus. Dobra/zła"  Chloe Govan
15. "Jurrasic Park. Zaginiony świat" Michael Crichton

Książka która mnie najbardziej rozczarowała to "Osobliwy dom Pani Peregrine"- spodziewałam się czegoś lepszego, a niestety dostałam coś co nie za bardzo mi się podobało. Reszta książek czeka spokojnie na recenzje, ale każda z nich mi się podobała.


Jeśli chodzi o filmy, udało mi się obejrzeć całe 8. Oczywiście nie doliczam tu obejrzenia 100 razy "Władcy Pierścieni" czy też "Van Helsinga" bo tak licząc miałabym "obejrzanych" 500 filmów. A tak oto prezentuje się lista:

1. "Autopsja Jane Doe"
2. "Egzorcyzmy Anny Ecklund"
3. "X-men"
4. "X-men 2"
5. "Wielki mur"
6. "Vaiana: Skarb oceanu"
7. "Zakochany kundel"
8. "Legion Samobójców"

   Przyznam że najlepszy film który obejrzałam to "Wielki Mur"- jestem nim naprawdę zaskoczona, bo nie spodziewałam się po nim czegoś takiego. Nie mam żadnego najgorszego filmu, bo stwierdziłam że jak któryś mi się nie będzie podobał, to po prostu go wyłączę, i nie będzie się męczyć tak jak w tamtym roku.

     I cieszę się że nie wzięłam żadnego wyzwania, bo wiem że nie dałabym rady go wykonać. Po prostu chcę czytać, oglądać to co chcę a nie zmuszać się do tego. Bo prawda jest taka że pod koniec 2016 roku, byłam tak zmęczona tymi wyzwaniami, że naprawdę miałam dość i książek i filmów.
Oczywiście chciałabym do końca roku, przeczytać większość nieprzeczytanych książek, ale wiem że nie mam gdzie się spieszyć. W końcu czytanie to nie wyścig, tylko przyjemność. Tak, pod koniec roku będę prawdopodobnie jedyną blogerką książkową która przeczyta zaledwie 30 książek a nie 150. Z czego 50 książek będzie przeczytanych podwójnie ;p

czwartek, 22 czerwca 2017

"Baśnie z wyspy Lanka" Elena Chmelova

Tytuł: Baśnie z wyspy Lanka
Autor: Elena Chmelova
Data wydania: 1991 (data przybliżona)
Liczba stron: 228
Kategoria: literatura dziecięca

Opis:

Baśnie zawarte w tym opracowaniu, pochodzą ze Sri Lanki, wyspy dawnej zwanej Cejlonem. Treści baśni pozwalają poznać nam obyczaje i kulturę dawnych plemion zamieszkujących tamte tereny.


Moje wrażenia: 

     Są książki, które zostają w pamięci długie lata. I pomimo upływu czasu, z tą samą radością otwieramy książkę, by ją przeczytać. "Baśnie z wyspy Lanka" to moja ukochana książka z dzieciństwa. Jedna z książek, których nie pozbędę się nigdy w życiu. Raz w życiu mama zaproponowała żebym dała ją kuzynce- ale widząc mój morderczy wzrok, nigdy nie ponowiła prośby.
   Książka zawiera 7 części do których baśnie (całe 36 sztuk) zostały dopasowane tematycznie. Czyli jak mamy baśń o zwierzętach to jest w dziale zwierzęcym itd. Jest to dla mnie wielki plus, bo dzięki temu wiemy czego się spodziewać w następnej baśni. Wbrew pozorom w tego typu książkach zawsze denerwował mnie brak spójności, przeskakiwanie z baśni o zwierzęciu do baśni o podróżach, później znów zwierzęta, znów coś innego. Zdecydowanie bardziej wolę, gdy coś jest poukładane.
Osobiście moim ulubioną częścią, była ta o zwierzętach (nikogo to pewno nie zdziwi) i jedną z nich potrafiłam nauczyć się na pamięć i w każdym momencie ją wyrecytować. No dziś to by nie przeszło ( niestety pamięć już nie ta).
  Zaskoczeniem w baśniach był nacisk na naukę i wiedzę, w szczególności osób z królewskich rodzin. I jeśli dziecko nie przyswajało nauki zbyt dobrze, mogło się spodziewać że będzie rozczarowaniem dla rodziców. Jednak odnoszę wrażenie, że w książce jest też nacisk na stronę materialną, pieniądze, i to mi się za bardzo nie podobało.
    Plusem jest to, że przed każdą baśnią jest rysunek, w jakiś sposób odnoszący się do baśni. A właśnie... Same obrazki są naprawdę genialne, choć jako dziecko trochę mnie przerażały. Jednak kilka godzin, potrafiłam spędzić na samym szczegółowym oglądaniu każdego obrazka.
Jeśli chodzi o to jak się czyta. Na pewno szybko, na pewno dobrze- w niektórych momentach nawet za szybko. Chciałabym żeby baśnie były dłuższe, no ale nie można mieć wszystkiego. Choć nie ukrywam że nie pogniewałabym się na jeszcze jedną książkę w takim stylu.
 Niewielkim minusem jest też brak numeracji stron, przez co trzeba troszkę naszukać się baśni ( i tu przynajmniej jest plus że są poukładane, dzięki czemu wiadomo gdzie ich mniej więcej szukać). Niemniej przydałoby się żeby strony były ponumerowane. Ale w sumie dwa małe minusy, nie są złe, bo zawsze mogło być gorzej.

Myślę że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, a jeśli nie to przynajmniej dla dzieci. Warto jednak się z nią zapoznać, bo nie jest tak znanym zbiorem baśni jak braci Grimm czy Andersena, a równie interesującym.

Ocena: 10/10

niedziela, 11 czerwca 2017

#12 LBA

     Dawno nie było żadnej nominacji do LBA. Ostatnie było w październiku tamtego roku, czyli szmat czasu temu. Za nominację dziękuje Jadwidze z bloga Zajęcza Nora, i serdecznie zapraszam na jej bloga.



1. Fanem jakiej książki/serii jesteś? Czy jest coś po czym rozpoznajesz innych jej fanów?

    Mam nadzieję że może być kilka ;p Z pojedynczych książek, na pewno jest to książka Jandy Nelson "Niebo jest wszędzie" i "Miłość Peonii" Lisy See. Z serii- "Atramentowe Serce" Cornelii Funke i "Harry Potter" J.K. Rowling.
Kiedyś rozpoznanie fanów było łatwiejsze- bo wystarczyło popatrzyć na ubrania. A teraz nosi je każdy, nawet jak nie jest fanem. Teraz tylko jak ktoś ma książkę, ewentualnie gada o tym- więc można się sugerować że jest fanem.

2. Jakie hobby Ci się podoba (niekoniecznie musisz je robić)? 

    Jazda konna i tenis- matko jakie to jest genialne. I jazda na wrotkach <3 Niestety ja wiecznie nie mam czasu na to żeby spróbować swoich sił w 2 pierwszych dziedzinach ( o wrotkach nie wspominam, bo zabiłabym się zanim zrobiłabym pierwszy krok). Ale może kiedyś się uda. Osobiście uwielbiam jeździć na rowerze, i to chyba jedyne hobby które trzyma się mnie dłużej niż rok, nie licząc również fotografii.

3. Lądujesz na obcej planecie, jaka ona jest?

Podobna do Ziemi, ale mniej zanieczyszczona. Dodatkowo ma posiadać duże zasoby jedzenia i możliwości realizowania głupich pomysłów ;)

4. Podaj jak najwięcej tytułów książek z literami "A" i "O".

Jadwiga zwariowałaś? Ja mam wszystkie książki z biblioteczki tu podać? Toć to jest 300 tytułów xD Ale pierwsze które mam pod ręką to: "Abraham Lincoln. Łowca Wampirów.', "Przewodnik po Świecie Narnii", "Duma i uprzedzenie".

5. Czym jest dla Ciebie wolność?

Możliwość robienia tego co chcę i kiedy chcę. I bez kogoś kto stałby nade mną, mówiąc że jestem na coś za stara. Sorry- nigdy nie jest się za starym na czytanie/oglądanie bajek xD

6. Z której książki wizja przyszłości najbardziej Ci się podoba?

Czytam tak mało książek z tym motywem, że aż wstyd. I przyznam że do tej pory żadna wizja mi się nie podobała. Więc musicie wybaczyć.

7. Otwórz książkę, którą czytasz kolejno na stronach 78,33,15,49,51 i przeczytaj 8 słowo na każdej z tych stron. Co Ci wyszło? (do liczenia obowiązują wszystkie: z,a, na... itd.)

"Dużo na kilka dłoni, plan posiadał."

No nie żeby coś ale Yodą z "Gwiezdnych Wojen" mi zaleciało ;p Mam nadzieję że dobrze to zrobiłam ;p

8. Co Cię drażni w (nawiedzonych) książkocholikach?

Brak tolerancji na to, że ludzie mają inny gust. I jeśli Tobie się coś podoba, nie znaczy że mi również (zresztą działa to też w 2 stronę). Czasami się też zdarza że ktoś nie poleca książki, tylko zmusza do przeczytania. Człowieku, opanuj się- jak będę chciała to przeczytam, ale jak mnie zmuszasz to kijem jej nie dotknę. To podpada pod traktowanie jakieś książki, jak Biblię. Nope, nope, nope.

9. Jest książka, która ma szerokie grono wielbicieli, a Ty jej po prostu nie znosisz?

Czy ja wiem czy jest taka książka. Zazwyczaj jakieś książki zdążą mi wyjść bokiem, bo każdy o niej trąbi, ale nie mam takiej której bym serio nie znosiła.

10. Co byś  zrobił gdyby stary czarodziej zaproponował Ci podróż?

Jak to co? Biorę walizkę i jadę. Każdy wie że do podróży jestem pierwsza, więc wiadomo ;p

11. Podaj jeden powód przez który czytasz książki.

Czytam, bo jest to chwilowa odskocznia od rzeczywistości i durnych problemów.

środa, 31 maja 2017

Warszawa- maj 2017

    Są momenty, kiedy człowiek ma dość. Kiedy chce się wyciszyć i zniknąć. Zarówno kwiecień i maj były ciężkimi miesiącami. Z każdym dniem, traciłam swój entuzjazm, by w pewnym momencie wyglądać jak swój cień. Dni dzieliłam na pracę i obowiązki w domu. Aparat leżał zakurzony gdzieś w kącie, książki zresztą też. Codziennie wchodziłam na bloga, próbując coś napisać, ale z marnym skutkiem. W wersjach roboczych pojawiało się coraz więcej notek, zaś opublikowanych coraz mniej. Wiedziałam że muszę to zmienić... Jednak, brakowało motywacji. Tak więc, w kwietniu po opublikowaniu ostatniej recenzji, ("Kapitan na Służbie" Stephan Talty, Richard Phillips) stwierdziłam że robię przerwę do odwołania.
   Minął tydzień... Drugi... I w trzecim nastąpiło coś, co sprawiło że znów chciałam pisać. Wróciłam do miasta, które kocham bardziej niż Kraków.
A o jakim mieście mowa? Warszawa (nie Rico, nie widać tego w tytule). Serio, uwielbiam to miasto, i atmosferę tu panującą. Jest o wiele lepiej niż w Krakowie. Bo choć nie dzieje się tyle, to miasto tętni życiem.


    Wiem że dużo ludzi nie widzi w Warszawie nic ciekawego. Mało zabytków, mało zwiedzania, no nie ma po co jechać. Tak, to prawda. Stolica nie ma tyle zabytków co Kraków, ale pod uwagę trzeba wziąć fakt, że II Wojna Światowa, odcisnęła tam swoje piętno.




A ja? Ja widzę tu pełno parków, fantastycznych, urokliwych uliczek i genialnych ludzi. Do tej pory wspominam grupkę ludzi, którym pokazywałam drogę na stadion ostatniego wieczoru. No i nie liczę Pana który szedł koło mnie z tekstem że mam ciężką walizkę. Gwarantuje że wiedziałam, że mam ją ciężką.


Do Warszawy pojechałam, z kilku powodów. Pierwszy to Targi Książki a drugi to Noc Muzeum (wyszło w praniu, dowiedziałam się o niej dosłownie przed wyjazdem). I chęć spotkania ze znajomym- czy też starszym bratem. Tu pragnę mu podziękować, za to że pilnował mnie żebym nie robiła głupot. 

Na Targach byłam tylko w piątek przez 2-3h i w sobotę tak samo. Resztę (czyli od środy popołudnia do niedzieli) chodziłam wszędzie gdzie się tylko dało. Dzięki temu mam już pewną orientację w terenie, gdzie co jest. Jeszcze parę razy, i będę znać Warszawę tak jak trzeba xD
Od ostatniej wycieczki niewiele się zmieniło. Remonty jak były tak są, mam wrażenie że niewiele poszły do przodu. W Łazienkach pojawił się paw Kuba, ale to chyba przez moje piszczenie w tamtym roku, że go nie ma xD Skąd Kuba? Nie wiem, tak ochrzciła go Pani która go karmiła, więc niech tak zostanie. Dołożyli też Bazyliszka! W końcu. W tamtym roku narzekałam, że my mamy smoka, a Warszawy  nie stać, żeby dać bazyliszka. No chyba mnie posłuchali. I wyczyścili kaczkę- kolejny sukces ;p Ale koniec pisania, i zostawiam was z zdjęciami ;)






















wtorek, 30 maja 2017

"Wierna" Veronica Roth

Tytuł: Wierna
Tytuł oryginału: Allegiant
Cykl: Niezgodna
Autor: Veronica Roth
Data wydania: 29 kwietnia 2014
Kategoria: fantastyka
Liczba stron: 380

Recenzja: "Niezgodnej": klik
Recenzja: "Zbuntowanej": klik

Opis:

Jeden wybór może Cię zmienić.
Jeden wybór może Cię zniszczyć.
Jeden wybór pokaże, kim jesteś...

Altruizm (bezinteresowność), Nieustraszoność (odwaga), Erudycja (inteligencja), Prawość (uczciwość), Serdeczność (życzliwość)- to pięć frakcji, na które podzielone było społeczeństwo zbudowane na ruinach Chicago. Każdy szesnastolatek przechodził test predyspozycji, a potem w krwawej ceremonii musiał wybrać frakcję. Ten, kto nie pasował do żadnej, zostawał uznany za bezfrakcyjnego i wykluczony.

Ten, kto łączył cechy charakteru kilku frakcji, był NIEZGODNY- i musiał być wyeliminowany...

Ale to już przeszłość. Społeczeństwo frakcyjne, w które Tris tak wierzyła, legło w  gruzach- podzielone walką o władzę, naznaczone śmiercią i zdradą. Jednego tyrana zastąpił drugi. Miastem rządzą niepodzielnie bezfrakcyjni. Tris wie, że czas uciekać. Lecz jaki świat rozciąga się poza znanymi jej granicami? Może za murem będzie mogła zacząć z Tobiasem wszystko od nowa, bez trudnych kłamstw, podwójnej lojalności, bolesnych wspomnień? A może poza miastem nie ma żadnego świata...

Lecz nowa rzeczywistość jest jeszcze bardziej przerażająca. Nowe szokujące odkrycia zmieniają serca tych, których kocha. Raz jeszcze Tris musi dokonać niemożliwych wyborów- odwagi, wierności, poświęcenia i miłości. Bo tylko ona może przeszkodzić kolejnemu rozlewowi krwi...


Moje wrażenia:

    Przyszedł czas na recenzję ostatniej części trylogii "Niezgodna" a mianowicie "Wierna". Zaczynając tą książkę, nie wiedziałam czego się spodziewać. Wiedziałam tylko, że skoro jest to ostatnia część trylogii, będzie się dziać.
  Jednak jest to zdecydowanie najsłabsza część. Nie wiem co stało się z bohaterami. Tobias- z odważnego faceta, stał się chłopakiem trzęsącym się ze strachu, że Tris coś się stanie. Tris- bohaterka, wielce poświęcająca się dla wszystkich innych, nie myśląca o sobie. Zbyt idealna. Reszta bohaterów? Zlała się w jedno. Gdzieś tam przemykają, ale są tylko imionami, nie kimś kogo można polubić. Jedyna wyrazista postać? Peter- on jeden nie stracił nic w książce.
    Sama książka jest niezwykle chaotyczna. Odnoszę wrażenie że autorka sama nie wiedziała, co chce tam dać i dała tego stanowczo za dużo. I pomimo tego, przy czytaniu wynudziłam się niemiłosiernie. Bo pomimo tego że coś niby się dzieje, odnoszę wrażenie że jest to jedno i to samo. Tysiąc zaczętych na raz myśli i pomysłów, nie wróży nic dobrego książce. Jest strasznie namieszane, tu się coś dzieje, tam się coś dzieje, coś się wyjaśni, tysiąc rzeczy nie i nagle koniec.
Tak jak pierwsze dwie części, dało się przeczytać, tak jednak ostatnia część, ani trochę nie powala na kolana.
Niektóre rzeczy na pewno bym skróciła, a niektóre wydłużyła. Bo ile można się kłócić z kimś? A miałam wrażenie że same kłótnie zajmują pół książki. A np. na samym końcu, po pewnym wydarzeniu (nie chcę spoilerować, jeśli ktoś nie czytał) mam wrażenie że nikogo to nie przejęło, bo może stronę zajęło tylko wyrzucenie z siebie uczuć.
     A zakończenie? Od niemalże początku wiedziałam jak skończy się trylogia, więc nie było dla mnie to zaskoczeniem. 
Może zbyt dużo oczekiwałam od tej książki, i dlatego jestem tak rozczarowana. I tak jak ogólnie trylogia mi się podobała, tak jeśli chodzi o ocenę ostatniej części, to nie jest ona dobra. 


Ocena: 4/10