środa, 27 maja 2015

Dzień Mamy- jak to powinno wyglądać? A jak wyglądało?

                Szał na pisanie notek że jest Dzień Mamy minął, więc mogę na spokojnie ja coś napisać. Każdy z nas zastanawiał się co wręczyć wczoraj mamie. Co kupić żeby spodobało się mamie. Pomysłów było tysiące- i zazwyczaj ograniczało się do rzeczy które według mnie, są totalnie niepraktyczne. Wiadomo najłatwiej jest kupić czekoladki za 10 zł, kwiatka za 5, złożyć życzenia i spokój jest. Ewentualnie ramkę na zdjęcia. A przeglądając inspiracji na ten dzień 99,99% to było właśnie to.

A mi nie chodzi o to żeby kupić coś oklepanego, czegoś co mama i tak będzie się spodziewać. W końcu to Ona nosiła Cię 9 miesięcy pod sercem, to Ona Cię wychowywała, to Ona musiała czuwać nad Tobą kiedy byłaś/byłeś chory. To Ona ciągle słuchała użalań, pomagała rozwiązać problemy. Tylko Mama potrafi otworzyć szafkę i w przeciągu 5 minut, znaleźć rzecz którą szukało się miesiąc. Tak, w tej szafce też się szukało 500000000 razy i tylko jej się to udało.
I co najważniejsze- to Ona znosiła Twoje humory i fochy. Tylko Ona potrafiła przejść z Tobą przez cały okres dorastania i młodzieńczego buntu. Ja dopiero ostatnio zdałam sobie sprawę jak ważną pracą jest zawód "Matki". Do tej pory nie mogę wyjść z podziwu że moja mama miała tyle cierpliwości do mnie, do tego jak przechodziłam swój okres buntu. Stała koło mnie i zawsze mnie wspierała.
NIGDY nie chciała mnie zmienić, tolerowała każdy mój durny pomysł, nawet takie totalne głupie. Ileś razy słyszała od ludzi że powinna mi zabronić czytać/oglądać to co lubię, że powinna sprawić żebym interesowała się tym, czym dziewczyna powinna. Wiem, że jej też przeszkadzało to że uwielbiam fantastykę, horrory i grać w gry. Ale nigdy nie chciała mnie zmienić. Fakt czasami powiedziała coś, ale nigdy nie chciała żebym udawała kogoś innego. Zawsze mnie we wszystkim wspierała.
Więc naprawdę zasługuje tylko na prezent za 15 zł? Zasługuje tylko na tego kwiatka i czekoladki?
Myślę że nie. Tak, naprawdę znalezienie prezentu jest naprawdę łatwe. Wystarczy spełniać jeden warunek- trzeba słuchać. Wystarczy od czasu do czasu porozmawiać.
Nawet nie wiecie że w taki sposób szybko można dojść do tego, co by chciała druga osoba. I gwarantuje wam że ona zapomni co powiedziała a Wy będziecie mieć prezent. Tak jak było to u mnie. Mama chciała kwiatka- tylko takiego w doniczce. Żeby kilka dni postał w domu a potem żeby można było go posadzić w ogrodzie. Kiedy go wczoraj dostała, była taka zdumiona jak nie wiem. Do tego obejrzenie filmu. I choć nie lubię filmów romantycznych, tak raz w roku mogę zrobić wyjątek.

Niestety moja niespodzianka z wyjazdem do Ogrodu Botanicznego (który mama mówiła ileś razy że chce zobaczyć) nie wypaliła bo pogoda stwierdziła że będzie złośliwa i sprawi że będzie padać deszcz. Więc wyjazd został przełożony na najbliższy ładny dzień.

Kończąc już- pamiętajcie że nie chodzi o to żeby dać coś oczywistego. Chodzi o spędzenie razem czasu, zrobienie czegoś co będzie sprawiać radość drugiej osobie a nie nam. Przecież to tylko jeden dzień. W szczególności jeśli nie mieszkamy z rodzicami. Ale nawet mieszkając z nimi, czasami trudno się spotkać. Ja jestem żywym przykładem. Jestem w domu, kiedy inni są w pracy. Inni są w domu to ja w pracy jestem.

wtorek, 19 maja 2015

Wracamy do świata żywych

               Wiem że takie dłuższe nie pisanie, stawia blogera w raczej nieprzyjemnym świetle. Ale ja należę do tych osób,  które uważają że jak ma się pisać na siłę, to lepiej nie pisać. Takie teksty od razu widać. Swoją drogą ja chciałam pisać- miałam jakiś parszywy brak weny twórczej, sprawiający że mam rozpoczętych 15 różnych wersji roboczych tekstów które powinny się pojawić. Ale są napisane w połowie- więc nie dało rady.

Całe szczęście już powoli wracam do świata żywych. Powoli wszystkie sprawy się prostują. Kolejny raz pomogła mi muzyka, tylko tym razem piosenka której szukałam całe wieki i na która natknęłam się totalnie przypadkiem. Bo jak nazwać to że przeglądając pozytywki ( tak jestem fanką pozytywek)  i zastanawiając się czy sobie jakąś kupić trafiłam na piosenkę która cały czas siedziała w mojej głowie? I za pierniki nie mogłam przypomnieć sobie tytułu, aż do teraz. 
Ta piosenka pozwoliła mi się skupić i zacząć w końcu pisać notkę. Dzięki niej odzyskałam wenę i wszystko. Warto ją odsłuchać. 

W pracy też jest coraz lepiej. Ludzie są naprawdę cudowni, i choć dziwnie to zabrzmi są naprawdę kochani. Znam ich dopiero 4 miesiące a czuję się jakbym znała ich o wiele dłużej. Jedyny smutny fakt, to ten że tak dużo osób się zwalnia. Ja zatrudniłam się w lutym i od tego momentu zatrudniło się około 20 osób. A zwolniło się 16. Jest to niesamowicie smutne. Człowiek się przyzwyczai, polubi po czym ktoś tak nagle znika z Twojego życia. I masz tą świadomość że prawdopodobnie tej osoby już więcej nie zobaczysz. A jak zobaczysz to tak w przelocie. 
I jak na początku chciałam z tej pracy zrezygnować, tak teraz nie wyobrażam sobie tego. Głównie z powodu ludzi. Jeśli wszyscy Ci których lubię się zwolnią, to i mnie czeka ten los. Ale mam nadzieję że tak nie będzie. 

Jestem też w trakcie realizacji projektu, który mam nadzieję pojawi się jak najszybciej. Lecz nie wiadomo ile zajmie mi skompletowanie wszystkich elementów do niego. Trochę kosztuje, ale efekt będzie bardzo widoczny. I mam nadzieję że wszystkim się spodoba. Ale o tym będzie inny post

Znów siedzę w nocy i to piszę. Zaczynam koło 18 i dodaję notkę dopiero po 23 lub po 24. Cała ja- widać jestem "sową" ale nawet dobrze. Noc jest fajna- pozwala się skupić, jest cisza i spokój. 
Jak na razie publikuję ten post, żegnam się z wami i tym którzy jeszcze nie śpią życzę dobrej nocy 

Tak, wiem, post jest nieco zakręcony- kolejne będą spokojniejsze. 

środa, 6 maja 2015

Ulubieńcy miesiąca kwietnia

                     Pierwszy raz na moim blogu pojawiają się ulubieńcy. Myślałam o takim podsumowaniu kilka razy, jednak ulubieńców było za mało. A w tym miesiącu jest ich bardzo dużo i jest wszystko- kosmetyki, książki, filmy, wydarzenia. Będzie co oglądać i czytać :) Ale nie przedłużając, zapraszam do czytania ;)

Pierwszym ulubieńcem są święta. Uwielbiam te momenty kiedy siedzi się razem z rodziną.
 Jeśli jesteście ciekawi jak minęły moje święta to zapraszam do tej notki: klik





Kolejny ulubieniec to Turniej Rękawki. Pierwszy raz na czymś takim byłam i jestem zadowolona. Jestem pewna że jeszcze raz to powtórzę.  Chcecie wiedzieć jak wyglądał Turniej Rękawki? Proszę bardzo: Turniej klik




Ostatnim z takich wypadów był wyjazd do Ogrodzieńca. Takie otwarcie sezonu na wyjazdy rodzinne. Jestem z tych osób które nie cierpią siedzieć w domu, kiedy jest ładna pogoda- a wyjazd idealny.
Relacja z wyjazdu też jest na blogu: zwiedzanie zamku ;)




Jeśli chodzi o ulubieńców kosmetycznych to takowych mam 3.

Pierwszy z nich to podkład firmy Astor numer 102 Golden Beige. Długo szukałam idealnego podkładu dla siebie. I nie mogłam nigdy znaleźć- cały czas miałam jakieś "ale" do wszystkich. Ale ten jest po prostu idealny. Wszystko maskuje, nawilża skórę i idealnie dopasowuje się do koloru skóry.

2 ulubieniec to lakier do paznokci firmy SENSIQUE Strong&Trendy Nails nr 161. Szybko wysycha, nie odpryskuje po 5 min. Ja paznokcie malowałam wczoraj, po czym cały czas coś robiłam i nic po nich nie widać.


Ostatnim z ulubieńców jest Żel- Krem do mycia twarzy z Nivea. Moja skóra jest taka, że do kosmetyków do mycia twarzy podchodzę jak pies do jeża. Bo albo uczuli albo nie. Ten żel nie uczulił. Ba, jest cudowny. Żel ma delikatny zapach, kremową konsystencję która sprawia że dobrze się go rozprowadza po twarzy. Zaplusował mi tym że efekty były widoczne niemalże od razu. Spełnił wszystkie swoje cele.

Nikogo nie powinno dziwić to że w ulubieńcach pojawił się film "Pingwiny z Madagaskaru". Uwielbiam te kreskówki, uwielbiam film i kocham pingwina Rico. Swoją drogą jestem ciekawa ile czytelników skojarzyło mój nick z tym Pingwinem. Jeśli skojarzyliście- to tak macie rację. Wszyscy mówią na mnie "Rico". Recenzję filmu znajdziecie tu:
recenzja filmu


 Jeden z  największych ulubieńców. Coś co każdy w moim wieku powinien kojarzyć z dzieciństwa, coś co zniknęło i teraz wróciło. Nawet nie wiecie jaka byłam zaskoczona jak zobaczyłam to w sklepach. O czym mówię? Już pokazuje. Oczywiście od razu musiałam to kupić- ciesząc się z tego jak głupia.


Ostatni z ulubieńców to rolki i wiewiórka. Na rolkach przypominam sobie jak się jeździ. Jak na razie skończyło się na 10 minutach jazdy i wywrotce jaka długa. A czemu wiewiórka? Bo dzięki niej wiem że wiosna na pewno nie ucieknie nigdzie ;)



Mam nadzieję że notka się spodobała :) Jeśli będziecie zainteresowani to chętnie zrobię kolejne ;)

piątek, 1 maja 2015

"Pingwiny z Madagaskaru"- recenzja

                Fanką Pingwinów jestem już od dawna. Pamiętam jak oglądając "Madagaskar" czekałam tylko na te momenty kiedy pojawią się oni. Potem jak dowiedziałam się że są seriale to oglądałam wszystkie jak leci, po kilka razy.


         Na film udało mi się dopiero iść dopiero 21 kwietnia. Wcześniej nie pozwalała praca i fakt że za każdym razem gdy miałam wolne to było tysiąc ważniejszych rzeczy do zrobienia. Co było najlepsze? To że w sali siedziałam zupełnie sama. Potem jak wracałam do Centrum, to aż głupio było mi tak samej przechodzić przez korytarze. Jednak wracajmy filmu.

                       Film zaczyna się jak taki zwykły film przyrodniczy o pingwinach. Od razu poznajemy trójkę Pingwinów- Rico, Kowalskiego i Skippera



. Ich pierwsza misja to uratowanie jaja Szeregowego. Tak, najsłodszy pingwin jeszcze się nie wykluł, jego jajo ucieka na statek.
Po wykluciu się Szeregowego, grupka pingwinów odpływa w świat na górze lodowej. Potem akcja przenosi się do cyrku- 3 urodziny Szeregowego.
                    Tutaj byłam strasznie rozczarowana- byłam pewna że film pokaże jak Pingwiny trafiły do Zoo w Central Parku, czemu potem z niego uciekły a następnie dlaczego wróciły. A tu taka niemiła niespodzianka. Bo zostało to właśnie przeskoczone. Prawdę powiedziawszy był to jedyny minus całego filmu. Moja mina wyglądała mniej więcej tak: "Ale zaraz, nic się nie wyjaśniło" (tak, mina wilka była jak moja wtedy)

Pingwiny poznają czarny charakter- ośmiornicę/ człowieka Dave- postać która była mega zazdrosna o wszystkie pingwiny na świecie. W sumie trochę mu się nie dziwie. W jakimkolwiek zoo się nie pojawił, zawsze zajmował drugie miejsce w popularności- pierwsze zajmowały "Słodkie Pingwinki".
W pokonaniu Dave pomaga im grupa "Wiatr Północy"- wilk, niedźwiedź polarny, foka i sowa. Nie wiem czemu grupa ta skojarzyła mi się z Marvel'owską grupą "Agenci Tarczy"- ale myślę że głównym powodem było to że i jedna i druga grupa ratuje słabszych od siebie.



Jeśli lubicie filmy animowane to polecam obejrzeć ten film. Jest naprawdę genialny. Pokazuje czym jest przyjaźń, zaufanie, współpraca oraz poświęcenie się dla najbliższych.
Jest to też film, przy którym w jednym momencie się śmiejemy, za chwile płaczemy i 3 sekundy później znów się śmiejemy. Przynajmniej ja tak miałam- było mnóstwo scen w których się mega wzruszyłam, w których popłynęła mi łezka by chwile później śmiać się ile wlezie.
Wspominałam że na sali byłam sama? Więc mogłam robić co tylko chciałam i rozwalić się na wszystkie miejsca ;p

Moja ocena: 9/10- ten jeden punkt odejmuje za to że nie dowiedziałam się nic o dzieciństwie Pingwinów. Ale jeśli wyjdzie następna część w której się wszystko wyjaśni to będzie 10/10.


Proszę tu zwiastun:



Z całego filmu najbardziej zapamiętałam jedno zdanie. Zdanie które pokazuje komu tak naprawdę na nas zależy, że nawet jak wszyscy się odwrócą to ktoś przy nas zostanie,