niedziela, 24 września 2017

"Talizman" Stephen King, Peter Straub

Tytuł: Talizman
Tytuł oryginału: The Talisman
Cykl: Jack Sawyer
Data wydania: 18 lutego 2010
Liczba stron: 752
Kategoria: horror

Opis:

Jack Sawyer, dwunastoletni syn chorej na raka autorki, wyjeżdża wraz z nią z Kalifornii do opustoszałego miasteczka letniskowego w New Hampshire. Jack nie chce dopuścić do świadomości choroby matki. Poznaje starego Murzyna, dozorcę  wesołego miasteczka, który ujawnia mu zdumiewającą prawdę. W równoległym do naszego świecie, zwanymi Terytoriami, Dwójniczka jego matki, Laura DeLoessian, również jest śmiertelnie chora. Tylko Jack może uratować obydwie kobiety- jeśli pójdzie na drugi koniec kontynentu, gdzie w groźnym, pełnym zła czarnym hotelu znajduje się Talizman o uzdrawiającej mocy. Jack rusza więc na heroiczną wyprawę przeskakując między dwoma światami, przeżywając niesamowite przygody, poznaje wrogów i przyjaciół. Przede wszystkim jednak dorasta i staje się godnym Talizmanu. Jego wyprawa ma jeszcze bardziej doniosłe znaczenie, niż sobie pierwotnie wyobrażał.

źródło opisu: Prószyński i S-ka, 2010
źródło okładki: http://www.proszynski.pl/Talizman-p-30309-.html


Moje wrażenia: 

     Książkę kupiłam w Lidlu, bo jadąc do cioci na kilka dni, nie miałam nic do czytania. A że King był, to go wzięłam.  I tak jak "Zielona Mila" czy "Przebudzenie" spodobało mi się od razu, tak "Talizman" niestety nie przypadł mi do gustu tak bardzo. "Wszystko jest względne"  jako że jest to zbiór opowiadań jest liczone pół na pół.  Spodziewałam się po niej czegoś znacznie lepszego, a niestety tak nie było.
  Książka jest strasznie rozwleczona, i prawdę mówiąc mogłaby być o połowę krótsza. Opisy które miały dodawać uroku, są niepotrzebne. Myślę że gdyby je skrócić, książka by na tym zyskała. Przez to miałam wrażenie że czytam jedno i  to samo. No cóż, nieraz było to takie lanie wody- nie ważne co ważne, żeby napisać. Jednak nie było tak źle, widać też pióro drugiego Pana. Podejrzewam że gdyby pisał to sam King, nie dałabym rady tego przeczytać, bo ma jednak specyficzny język. Jednak tu jest ten plus, że język jest ok, szybko się czyta, pomimo tego że jest nieraz nudne.

   Jeśli chodzi o bohaterów. Pomimo grubości książki, nie przewijało się ich zbyt dużo. Moją sympatię zaskarbiła sobie postać Wilka oraz Morgana Sloata.
     Główny bohater Jack- kurczę, nie pasuje mi to że ma 12 lat. Jak słowo honoru, przez całą książkę miałam wrażenie że jest o wiele starszy. Sama zmiana która w nim zaszła, ten moment dorastania, podejmowania decyzji, jak dla mnie było to za wcześnie. Za szybko. Nie, nie, nie. Do tego, no litości. Nikt nie zwraca uwagi na małego chłopca bez opieki? No i jaka matka puszcza syna samego gdziekolwiek? Wiem że jest chora ale to jednak do mnie nie przemawia. No cóż, niestety głównego bohatera nie polubiłam.
    I sam koniec. Chyba największe rozczarowanie ever. Jest Talizman. Potrafi leczyć, działać cuda i prawdopodobnie gotować (nie to ostatnie żartowałam). Przez ponad 700 stron, Jack po niego idzie. No w sumie można byłoby poświęcić mu parę stron, bo i tak w grubym tomie nie zrobi to różnicy. I prawda jest taka, że zamiast wielkiego "WOW" było tylko "Ok, spoko. Wait, gdzie reszta kartek??". Samemu Talizmanowi było poświęcone bardzo mało. W sumie niewiele człowiek się o nim dowiedział. Tak więc koniec to stanowczo nie.
   Sama książka nie jest horrorem, bardziej określiłabym go jako fantastykę połączoną z przygodówką i ewentualnie thrillerem. I pomimo wszystkiego, jestem pod wrażeniem świata wykreowanego przez autorów.
 Tak więc, jeśli chcecie zacząć swoją przygodę z Kingiem, nie sięgajcie po tą książkę. Prawdę mówiąc nawet ja, zraziłam się przez nią do jego książek na jakiś czas. A przypominam że fanką Kinga jestem już dłuższy czas.  Po drugą część "Czarny Dom" sięgnę, bo nie lubię niedokończonych serii. I mam nadzieję że będzie lepsza niż ta. I może człowiek dowie się więcej o Talizmanie.


Ocena: 4/10 

czwartek, 21 września 2017

"Matylda" Roald Dahl

Tytuł: Matylda
Tytuł oryginału: Matilda
Autor: Roald Dahl
Data wydania: 2002 (data przybliżona)
Liczba stron: 228
Kategoria: Literatura dziecięca


Opis:

To nie będzie kolejna nudna lektura. Kolejna fantastyczna książka autora "Charliego i fabryki czekolady" wprowadzi Cię w pełen przygód świat Matyldy, bohaterki filmu o tym samym tytule. Nie ma tu zwykłej szkoły- jest za to dyrektorka, która w wolnym czasie... rzuca uczniami na odległość. Nie ma troskliwych rodziców- tylko mama i tata zajęci oglądaniem telewizji. Ale jest za to prawdziwy geniusz, Matylda, która przeczytała wszystkie książki w bibliotece i wie, jak dać nauczkę niedobrym dorosłym!

Moje wrażenia:

     Są książki które dużo obiecują, ale z marnym skutkiem. Sięgając po "Matyldę" spodziewałam się rewelacji- w końcu opis zachęcał, film tak samo i koleżanka. Więc patrząc jak najmniej na okładkę, która jest paskudna, zaczęłam czytać. Książkę czyta się szybko, ale nie powiedziałabym że jest fajna. Jest jedną z tych książek które mnie rozczarowały. Nie wiem jakie wartości miałaby przedstawić dziecku, bo w końcu jest literaturą dziecięcą. Strach przed szkołą? Dyrektorami? Że tylko nieliczni są fajni? Że jeśli rodzic nie czyta książek, tylko ogląda filmy jest od razu niedobry?
    Jedyne co wyniosłam z tej książki (co w sumie jednak wiedziałam od dawna), to fakt że należy interesować się bardziej dzieckiem, tym co lubi, co robi. I poszerzać jego zainteresowania.
Jeśli chodzi o bohaterów, są strasznie przerysowani i nijacy. Z rodziców zrobiło się pozbawionych uczuć roboty, z dyrektorki psychopatkę, z nauczycielki pokorne cielątko i na dokładkę absolutnie genialne dziecko.  Z samą Matyldą mam tylko jedną wspólną cechę- obydwie lubimy czytać. Ale jak małe dziecko, bo nie oszukujmy się 6/7 lat to małe dziecko, może twierdzić że nienawidzi rodziców? No litości... Zrozumiem że może powiedzieć, że nie lubi (bo chyba każde dziecko tak ma przez jakiś czas), ale bez przesady. Do tego niemalże zerowy szacunek dla dorosłych.
     Nie powiem, książkę czyta się szybko. Język jest łatwy, bo w końcu literatura dla dzieci. Ale o samej książce niemalże zapomniałam od razu. Gdyby nie film, nie pamiętałabym o czym jest, nie licząc tego że jest bez sensu.

    Książka nie przemówiła do mnie. Nie potrafię znaleźć w niej żadnej wartości. Nie, po prostu nie. Jest płytka, małostkowa. Nie wzbudziła we mnie ani trochę pozytywnych emocji. Film jest zdecydowanie lepszy, bohaterowie lepiej zrobieni i nie są nijacy. Gdybym miała dziecko, na pewno nie dałabym tej książki do przeczytania. Jest o wiele więcej ciekawszych książek.

Ocena: 1/10

niedziela, 10 września 2017

"Dziennik" Anne Frank

Tytuł: Dziennik
Tytuł oryginału: Het Achterhuis
Autor: Anne Frank
Data wydania: 2000 (data przybliżona)
Liczba stron: 316
Kategoria: biografia/autobiografia/pamiętnik

Opis:

II wojna światowa. Zwykłe mieszkanie w centrum Amsterdamu nagle staje się schronieniem, więzieniem i całym światem dla żydowskiej nastolatki Anne, jej rodziny i znajomych. Przez ponad dwa lata, w ciągłym strachu przed wykryciem, próbują oni normalnie żyć, łagodzić codzienne konflikty, doceniać małe radości. Największą tajemnicą Anne jest zmyślona przyjaciółka Kitty, której opowiada o wszystkim, co dzieje się w kryjówce: przerażeniu, plotkach, kłótniach, pierwszej miłości. Sekretne listy do Kitty układają się w przejmujący dziennik dziecka, obdarzonego niezwykłym zmysłem obserwacji i dojrzałością.
Ostatni zapisek powstał 1 sierpnia 1944 roku- na trzy dni przed aresztowaniem i wywiezieniem do obozu koncentracyjnego wszystkich mieszkańców kryjówki.


Moje wrażenia:

     Literatura wojenna jest jedną z tych które najbardziej zapadają w pamięć. W szczególności jeśli chodzi o dzienniki, pamiętniki czy napisane w innej formie wspomnienia jak np. "Medaliony" Zofii Nałkowskiej.  Niedawno, bo 1 września była rocznica wybuchu II Wojny Światowej, która rozpoczęła się zaledwie 77 lat temu. Wydaje się że to wieki temu, ale prawda jest taka że żyją osoby które to przeżyły. I chodzą gdzieś po Polsce, świecie. I jeszcze mogą pokazać jak wtedy było. Lecz gdy nie ma możliwości spotkania takiej osoby, trzeba radzić sobie inaczej.

  Samą literaturą zainteresowałam się dopiero w 4 klasie technikum, w momencie omawiania II Wojny Światowej. Do tej pory pamiętam wrażenia z książki "I boje się snów" Wandy Połtawskiej czy wymienionych wcześniej "Medalionów" Zofii Nałkowskiej. Wzbudziły we mnie chęć dowiedzenia się czegoś więcej, o tamtych czasach. I tak trafiłam na "Dziennik" Anne Frank.

 O książce słyszałam już wcześniej- że jest największym świadectwem Holocaustu. I no cóż... Holocaust jest bardziej tłem. Przez cały okres pisania pamiętnika, wojna nie dotyka bezpośrednio Anne i jej rodziny. Pojawia się dopiero w  momencie aresztowania rodziny Franków, czyli 3 dni po ostatnim wpisie. Jednak to właśnie przez nią rodzina musi ukrywać się przez dwa lata. Całe dwa lata, gdzie ciągle pojawia się myśl, że jutrzejszy dzień może być ostatnim. I każdy z domowników ma tego pełną świadomość, lecz pomimo tego każdy stara się żyć normalnie. Tak, jakby wojny nie było, jak gdyby nie musieli się ukrywać.
  "Dziennik" pokazuje nam życie w ukryciu, dzień po dniu. Dwuletnie przebywanie w towarzystwie tych samych osób, codzienny widok ich twarzy. Brak miejsca gdzie można pobyć samemu i strach że ktoś może odnaleźć kryjówkę. Anne w prosty sposób pokazuje nam, jak wygląda dzień ukrywającego się człowieka. Z szczerością dziecka, opowiada swojej wymyślonej przyjaciółce Kitty o codziennych utarczkach i planach na przyszłość.

 Same plany na przyszłość... Czym są w czasie wojny? Pomimo niepewnego jutra, Anne optymistycznie patrzy w przyszłość, planując co zrobi. Myślę że gdyby przeżyła, byłaby w stanie dużo zdziałać. Samą Annę tolerowałabym, choć przyznam że byłaby dla mnie zbyt głośna. I było jej stanowczo zbyt dużo wszędzie.

 Nie jestem rozczarowana książką. Po prostu spodziewałam się czegoś innego. Ale jest to jedna  z tych książek, którą powinno się przeczytać. I żałuje że nie ma jej w kanonie lektur. Dlaczego? Bo dzięki niej, można docenić to, że nie trzeba się ukrywać. Nie musimy drżeć ze strachu, że ktoś nas odnajdzie, że nie przeżyjemy. "Dziennik" potrafi pokazać naprawdę dużo, choć gdy czytałam go pierwszy raz, nie podobał mi się ani trochę. Dopiero z czasem, i drugą próbą doceniłam go.